W odpowiedzi na List Czytelników z Czerwca 2001 i Maja 2003 z prośbą o pomoc w interpretacji wiersza – analiza, przydatna szczególnie dla licealistów.
Lekcja polskiego - Słowacki
Zbyt wielu szło pod wodę. Tych z pierwszych okrętów.
co skrzydłem zagarniały każdy wiatr, i z łódek
walących rytmy wiosłem, posklejanym w domu,
jak wiejski cieśla zdarzył - aby tylko tonąć.
umiały i z bulgotem zejść w pobojowisko
między padlinę wraków. Tam co dzień nurkują
nauczyciele - skrobać szkielety - by wszystko,
jak wierzą, o ojczyźnie dobyć za perłę.
A ona
- ojczyzna nasza - także przez cieślę sklecona,
niezdarna w swych granicach jak niezwrotny korab,
kołysząca się nazbyt i jak zawsze chora
czeka tych, co potrafią płynąć, zabić - nie mdlejących
u progu sypialni carskiej.
- Choćby jak Anglicy,
co zabijali, a my zawsze dzicy
naprzeciw nich, bo zwierząt nie kochamy.
Cieśla,
co się jak nasz kołodziej okrutnie napocił,
nim wyrzezał ten korab i do kupy sknocił,
nie ma serca dla zwierząt. To źle. Psa szczekanie
do obcych uszu bystrzej goni niźli bulgotanie
tonących...
Zbyt wielu szło pod wodę. To nawiązanie do wiersza Słowackiego Testament mój. Werset:
A póki okręt walczył siedziałem na maszcie
A gdy tonął z okrętem poszedłem pod wodę
Okręt walczący i tonący – Ojczyzna.
Więc zbyt wielu szło pod wodę (podobnie jak w powiedzeniu i tytule książki o młodych w konspiracji: Kamienie na szaniec), też cytat z Testamentu Słowackiego. Z pierwszych okrętów – znaczy najlepszych. Jak powiedział ktoś o Baczyńskim, Gajcym i innych poetach co zginęli, „strzelaliśmy do wroga diamentami”.
Opis okrętów, łódek – wersety 2 do 6 – metafora przez okręty pokazująca i tych wielkich i małych, co też ginęli.
aby tylko utonąć umiały – szyderstwo bolesne z całej historii ostatniej naszej, gdzie ginie tyle ofiar a tak mało rezultatów.
Nauczyciele, którzy nurkują… Oczywiście jak nurkowie łowiąc znaczenie i metafory poezji chcą wszystko jak wierzą o ojczyźnie dobyć za perłę. Wiecie przecież jak się nurkuje w poszukiwaniu perłopławów.
A ona, (nasza) ojczyzna, jak jest, sklecona, czyli byle jak złączona, niezdarna w swych granicach czyli ciągle przecież zmieniana.
Jak korab, (ciężki, toporny okręt) – tu nawiązanie do metafory – okręt płynący, walczący, tonący jako symbol ojczyzny.
kołysząca się nazbyt – metafora do historii Polski ale i obraz kontynuujący ciągłość obrazowania przez okręt.
czeka tych, co potrafią – Kogo czeka? Przypomnij sobie scenę z Kordiana, Słowackiego, kiedy ten miota się przed sypialnią cara. Jest spiskowcem. Miał zadanie zabić despotę. A on biega, gada, wreszcie mdleje. I tak kończy się typowy polski spisek. A tu trzeba walczyć, zabijać.
Dlaczego jak Anglicy? No, bo nawiązanie do Kordiana, a i także do typowego myślenia o angielskim budowaniu imperium. Wszystko, co ważne dla Imperium jest moralne. Żadnych wahań. Żadnych Kordianów. Celowość i skuteczność.
my zawsze dzicy.. bo zwierząt nie kochamy . Wedle powszechnych mniemań Anglicy, bezwzględni w walce z narodami, byli sentymentalni wobec zwierząt. A o Słowianach powiadali, że są barbarzyńcami, bo zwierząt nie pieszczą dostatecznie. Tu jest i ironia, odnosząca się do sytuacji Polaków – żołnierzy walczących z aliantami na frontach II wojny. Kiedy twierdzili, że Polskę sprzedano w umowach politycznych w Jałcie, premier angielski powiedział „niepotrzebne nam wasze dywizje”. Bo było już tuż przed zakończeniem wojny i można było nie pamiętać o ich zasługach. To metafora czytelna dla starszego Pokolenia. Wtedy ciągle żyliśmy umowami i podziałem Jałtańskim świata.
Cieśla, co ten korab-ojczyznę jak kołodziej (aluzja do Piasta) złożył byle jak, sknocił oczywiście (jak szydzę), nie wykazuje światowego szyku, który nakazuje bardziej pamiętać o zwierzętach i nie rozczulać się nad ludźmi. Stąd drwiąca rada, że bulgotanie tonących czyli nas na tym okręcie-ojczyźnie, mało kto usłyszy.
Oczywiście, zasadą wiersza jest ironia. Kąsanie sercem, jak powiadał Słowacki. Zły ton żartu, jaki tworzą pokonani, wspólniewolnicy, żyjący w kraju wciąż tonącym. Dziś to tak ostro nie jest chyba odbierane. Wtedy ta analiza poetycka sytuacji Polski pono, jak piszą krytycy (Kuncewicz), była jak wystrzał armaty w cichej pukaninie.
Wiersz jest trochę zawiły. Byłem młody. Tematyka zupełnie nowa. Typ ironii specyficzny w poezji polskiej. A wiersz pisałem w Gruzji, tam znalazłem się w 64 czy 65 roku. I zobaczyłem właśnie taki dumny, stary naród, który niby utrzymuje wszystkie swoje niepodległe obyczaje a naprawdę jest dramatycznie zniewolony.
Kilka wierszy o Gruzji wtedy nie puściła cenzura w moim tomiku.Mtacminda czyli święta góra, czekał wiele lat na możliwość publikacji. Ton Lekcji polskiego jakoś przeszedł w druku. Był to zresztą początek zastanawiającego odbioru mojej poezji próbującej pisać o Polsce.
Taka jest to trochę analiza historyczna. A może nie? Jak myślisz, dobrze płynie nasz okręt? Dobrze jest sterowany? Nie pójdzie pod wodę? To pytania na dzisiaj.
Zdaje mi się, że już pisałem i to nie raz o „Lekcja polskiego – Słowacki„. Radzę poszperać w archiwum Poczty. Ale niech będzie jeszcze raz, trochę inaczej.
Skąd metafora okrętu? A stąd, że w wierszu Słowackiego, Testament Mój, cytuję z pamięci „a póki okręt walczył siedziałem na maszcie a gdy tonął z okrętem poszedłem pod wodę„. Wiersz ważny. Bo z niego też są „kamienie rzucone na szaniec„.
Polska jako okręt tonący. Symbol ojczyzny jako korabia był parokrotnie przywoływany w poezji, XVII, XVIII i XIX- wiecznej. Słowacki pisze o walczącym i tonącym okręcie. O pewnym więc zasadniczym wyobrażeniu ojczyzny, jakie się ukształtowało w tradycji polskiej. Ja atakuję ten obraz. Oczywiście przekornie i dla wywołania efektu myślowego nie bez uproszczeń. Więc nie podoba mi się, że zbyt wielu szło pod wodę. Tych jak Słowacki z „pierwszych okrętów”, gdzie załoga mogła gromadzić wielu wybitnych (co zginęli, jak chciałem udowodnić, z niewielkim skutkiem praktycznym), Baczyński, Gajcy, wielu innych. Proszę nie przypominać mi o wartości bohaterstwa i wierności jako rzeczy samej w sobie. To ważne. Ale wtedy chodziło mi o nawigację polityczną. O marnowanie tych wielkich okrętów i małych łódek posklejanych tylko po to, aby tonęły. Chciałem też aby nauczyciele, nurkując w to wrakowisko zatopionych, jakim jest i historia nasza, nie zajmowali się tylko „skrobaniem szkieletów”.
Czy miałem rację? I tak, i nie. Wtedy rozumienie, że nawigacja polityczna nie jest silnym naszym atutem przypominały mi jeszcze istniejące ruiny Warszawy. No i ciągłe nocne rozmowy o Powstaniu i Jałcie.
„Ojczyzna nasza także przez cieślę sklecona„… No, od Piasta Kołodzieja, ale i chyba też cieśli, nie bardzo umieliśmy złożyć sprawnego państwa. Oczywiście to poetycka przesada. Ale… Ten niezwrotny korab czeka, „tych co potrafią płynąć„, nie tonąć. Tych, co nie mdleją- jak Kordian w progu sypialni carskiej. Sprawnych żeglarzy jakimi wtedy wydawali mi się w budowaniu państwa Anglicy. Oczywiście byłem młodym poetą i widać gorączka metafor nie zawsze była też dobrze sklecona. Stąd nawet mój przyjaciel i admirator poezji Piotr Kuncewicz w swojej historii literatury ma do mnie poważną pretensję o mój kawałek wiersza:
Choćby Anglicy
Co tyle zabijali a my zawsze dzicy
Naprzeciw nich bo zwierząt nie kochamy…
Strasznie go zabolał ten cytat jako miłośnika zwierząt i też angielskiej kultury postępowania ze zwierzętami… Pewno i jego kotka Patarafka – bardzo zasadnicza – nie wyczuła ironii bolesnej jaka miała być zawarta w tym fragmencie wiersza. Ja, przecież jestem zwierzolubem. Dowodem pies i cztery koty. Wszystko to oblega żonę i mnie bez przerwy. Anglików za ich kulturę wobec zwierząt szanuję. Rzeczywiście są w porównaniu ze Słowianami delikatniejsi.
Ale wtedy chodziło o to, że mówiłem o takiej polityce, którą umiejętnie ukrywa (jak np. anielska) krwawy i imperialny rodowód. Zresztą to też dziś inaczej wygląda. Ale mówiąc, że czasem oceniają nas wedle stosunku do zwierząt – chciałem pewno dać sygnał, iż należy się „cywilizować”. Zresztą nie wiem już jak wszystko wtedy czułem. Był czas poczucia, że kamienie rzucone na szaniec, że okręt zatonął, że cisza nad polską sprawą, że…
Pisałem wiersz w Gruzji. Chyba w Batumi. Był to właściwie mój pierwszy zagraniczny wyjazd. Prawie trzydziestoletni napisałem jeszcze Mtacmindę i zobaczywszy jak dogorywa Gruzja, opukiwałem nasz zatopiony okręt ojczysty. Rok napisania chyba 64. Zaczynało się od składania myśli, z których powstała trzy lata potem „Rzecz Listopadowa”.
Pozdrawiam
Bryll