<

Oficjalna Strona Ernesta Brylla




Pierwszy List do Czytelników

1 lutego, 2010
Kategorie wpisu: List od Ernesta

(Ten list do czytelników został opublikowany po raz pierwszy 5 lutego 2001 roku. Dziś Ernest ma już własnego laptopa, ale nadal chętniej stuka na maszynie…)

  
Ernest zagląda na swoją stronę

 

 

Dlaczego zdecydowałem się otworzyć stronę w internecie choć jestem typowym baranem internetowym? Muszę liczyć na pomoc żony Małgorzaty i dwóch córek Magdy lat 17 i Marty lat 9 (dziś 27 i 18- przyp.admin.). Sam nie tyle boję się internetu, co jego szybkości i małego oporu w formułowaniu myśli. Może to stary nawyk, ale nawet maszyna do pisania jest mi tylko pomocą. Wiersze piszę ręką. Poza tym lubię łomot maszyny, który jakoś uruchamia mój zasypiający mózg, czego cicha klawiatura komputera zrobić nie może. Cenię zmęczenie w czasie pisania zmuszające do krótszego układania zdań. Poprawianie ciągłych błędów maszynowych.
  
Komputer ma moim zdaniem zdradliwą łatwość. Szybko się tekst poprawia, układa na nowo, bez żmudnego przepisywania. Wszystko co napisane wygląda zachęcająco i łatwo dać się swej głupocie i pysze nabrać.
  
A więc po co ta strona w internecie?
  
Dobija mnie ślamazarność z jaką teksty poetyckie docierają do czytelników. Niby strasznie szybko się dziś wydaje a jakoś ludzie wciąż mi się skarżą, że szukają poezji a w księgarniach trudno ją znaleźć. Gdzie na przykład w ciągu pół godziny można kupić w sporym mieście Polski „Treny” Kochanowskiego?
  
Trochę w to nie wierzyłem. Ale przy wielu spotkaniach ( moich spotkaniach a więc wierszopisa ciągnącego się w ogonie kurzu, który wzbiła w literaturze polskiej burza poetycka „Trenów” i „Psalmów Dawidowych”) powtarzano mi: Gdzie książki ?
  
Naocznie przekonało mnie o tym spotkanie w Suwałkach. Ach kochane Suwałki, ilu w tym mieście ludzi lubiących poezję! A więc w Suwałkach chcieli kupić przy okazji wieczoru sześćset egzemplarzy tomiku. Żebym podpisał, żeby mieli na pamiątkę. I skończyło się na tym ,że znany krytyk Waldek Smaszcz, sługa poezji, pojechał do Warszawy i sam przywiózł do Suwałk walizkę z książkami . Sześciuset egzemplarzy z czeluści magazynów nie wygrzebał. Ale i tak przez trzy godziny podpisywałem… czterysta kilkadziesiąt książek.
  
I tak było gdzie indziej.
  
Stąd choć wydaję ( ostatnio wyszedł tomik „Kubek tajemny” 2000 Pax ) to będę tez wysyłał niektóre moje wiersze w przestrzeń. Kto chce niech łapie.
  
Co z tego wyniknie, nie wiem. Jak będę miał co ważnego do powiedzenia przez list czy artykuł albo felietonisko – no to też wydam głos…Łapię się na tym ,że mówię „ do powiedzenia:, dam głos….” No tak, ja jestem jeszcze z czasów mowy. Tak bowiem w moim dzieciństwie było, że wojny i powojnie cofnęły komunikacje do czasów dziewiętnastowiecznych. Stąd posiady na przyzbach i ławeczkach przed domami, sztuka pięknych opowieści, układania pieśni , umiejętność wielkiego gadania jest mi znana. I naprawdę najlepiej mi kiedy mówię. Widzę tych do których mówię. Dodaję intonacją coś jeszcze do słowa.
  
Kiedy zajmowałem się starą poezją irlandzką ( wiersze od V wieku po Chrystusie) uczyłem się ich spojrzenia na wiersz. Otóż nie lubili go zapisywać. Trzeba było poezję pamiętać i recytować. W prastarych szkołach poetów uczono tej siły pamięci przez dwanaście lat. W tym czasie przechodzili okrutne lekcje skupienia – zamknięci w ciemnościach i samotnie recytowali to ,co najważniejsze z kanonu literatury. Mieli w głowie bibliotekę narodową zanim pozwolili sobie dodawać do tej rzeki kroplę własnej poezji.
  
A kiedy poezja naprawdę istniała ? Gdy był poeta i słuchacz a między nimi rodziło się coś czego nie zapiszesz na żadnym papierze .
  
Tak by było pięknie. Ale proszę, wyobraźcie sobie że włażę w tę przestrzeń internetową aby wędrując długo wśród tajfunów różnych informacji wyłonić się nagle przed wami i dać co mam najlepszego. Mój i wasz teraz wiersz.
  
Wiem, jestem zmęczony, zakurzony, niepozorny. Że wiersz się pomiął jak długo zaszyty w kołnierzu kurtki list. Bo i lazłem przez bagna i uciekałem, i wytytłałem się w błocie i schłem pięknie pod bożym słoneczkiem. Niosę zapach wilgoci i kurzu, buczyny i olszyny, kamienia i wody różnorakiej. Ale coś z tego listu do was doniosłem. Spójrzcie choć kątem oka. Niosę list z tomiku Kubek Tajemny:

  

Do kogoś listy niosę…

Do kogoś niosę listy. Dokładnie zaszyte

W lewym rogu kołnierza. Kołnierz barankowy

Burka samodziałowa…

Dobrze jest przed świtem

Wcisnąć łeb w taką wełnę .Buty choć nienowe

Ledwo co przemakają…

List uparcie niosę.

Nie wolno tego wiedzieć, co w nim zapisane

Może nic. Może wszystko zamazane

Ale kiedyś odnajdę do kogo wysłane

I pismo tajne nagle się otworzy

Jak ptak do lotu. Albo Anioł Boży

I ten kto je dostanie przez papier cieniutki

Jak przez opłatek spojrzy. I zobaczy

Co my znaczymy i co dla nas znaczy

Ten list

Jest wczesna zima. Lód jeszcze kruchutki

I dlatego – widzicie – przesuwam stopami

Niezdarno a ostrożno. Wygląda to śmiesznie

Ale ja niosę pismo…

Trochę między wami

Jestem obcy, kosmaty, samodziałowy

-List w kołnierzu zaszyty. –Chociaż w to uwierzcie.




« « Poprzedni:List z 3 Stycznia 2009- Bajarz Polski i Pani Czoj Następny:Bezdomny z czupryną » »



Ten wpis nie może być komentowany.