
Ernest Bryll
Poeta, dramaturg, krytyk literacki, filmowiec. Urodzony 1 marca 1935 w Warszawie, wychowany w Komorowie Starym i w Gdyni. Zmarł w Warszawie 16 marca 2024. Swój pierwszy tomik wierszy (Wigilie Wariata) opublikował w 1958.
Autor licznych tomików poezji, sztuk scenicznych, oratoriów, musicali i programów telewizyjnych.
Wiersze wybrane
Zapiski
i wspomnienia
Ten wpis ukazał się po raz pierwszy 10 czerwca 2001 roku.
Mieszkałem więc już w Otwocku. Wtedy lepiej. Nawet wspaniale.
W Otwocku zawiązała się spółdzielnia mieszkaniowa. Dało to szansę na zbudowanie własnego mieszkania. Spółdzielnie takie, ratunek dla młodych rodzin, powstawały z trudem ale powstawały po roku 56. To był dla nas znak przełomu październikowego.
Najsłynniejsza stała się Spółdzielnia „Osiedle Młodych”. Wtedy, daleka Praga. Gazety rozpisywały się o tym cudzie spółdzielczości.
Bo to był cud. Chociaż częściowo, ale posiadanie mieszkania zależało teraz od naszej inicjatywy. Dawniej albo niewyobrażalnie wielkie pieniądze, albo szczególne szczęście u władzy, albo… Nie wiem jakie jeszcze albo…
Warszawiacy, którzy w 45-tym roku wracali do ruin miasta byli czasami lokatorami jakichś kątów w wielkich, na wpół zrujnowanych kamienicach. Pamiętam mieszkanie Mirona Białoszewskiego, niedaleko Nowogrodzkiej. Wchodziłem do tej ruiny witany nieżyczliwymi spojrzeniami jakichś ludzi, co z oburzeniem otwarli mi drzwi do korytarza. Bo nacisnąłem nie ten guzik dzwonka. A dzwonków było mnóstwo. Teraz w każdym pokoju kto inny. Większe pokoje podzielone przepierzeniami z dykty. Wszystko połączone korytarzem prowadzącym do wspólnej kuchni i łazienki. Korytarz obwieszony rowerami, baliami…
Takie mieszkania albo jeszcze gorsze, zobaczyłem w parę lat później kiedy wypuszczono mnie wreszcie dwudziestodziewięcioletniego, za granicę. Po raz pierwszy. Do Moskwy. Na festiwal filmowy. I tylko ściśle na tydzień. Nie byłem godny towarzyszyć festiwalowi przez cały czas jego trwania…
Jechałem z Bydgoszczy. Było to w roku chyba 1997, po wieczorze autorskim w ciekawej i ciągle promującej literaturę kawiarni Węgliszek. Trochę jeszcze zaspany, bo pociąg do Warszawy odchodzi wczesnym rankiem. Wyszedłem na korytarz i palę fajkę. Nagle z przedziału obok wychodzi na papierosa (chyba) wysoki, elegancki pan.
A jednak to Zygmuś, mój współmieszkaniec z akademika na Narutowicza. Tak, z tego samego pokoju. Widok na taras z Chińczykami (jeśli nie czytałeś, patrz „Jak z Markiem Hłasko po Warszawie pielgrzymowałem”). A potem szczęściarz, bo mieszkał w dwuosobowym, malusieńkim pokoiku razem z Koreańczykiem. Tak wtedy było ze studentami koreańskimi. Lokowano ich razem ze studentami polonistyki aby jak najszybciej uczyli się języka. Z Koreańczykami mówię, bo Chińczycy zawsze mieszkali w osobnych pokojach i wszystko robili razem. Poruszali się nieomal marszowymi kolumnami.
Zygmuś był ze Żnina. Czy też z okolic słynnej miejscowości, gdzie ongiś narodził się nasz pierwszy, znany w historii inteligent, który wyszedł z chłopskiej chałupy, czyli Klemens Janicki.
Janicki był moim herosem w czasie przerabiania średniowiecznej i odrodzeniowej literatury na naszej polonistyce. Zresztą postać tego chłopaka z chałupy, dziecięcia wątłej budowy – jak to wynika z dziękczynnego wiersza do bogatego i wpływowego magnata Krzyckiego Elegia o sobie samym do potomności – nie tylko mnie wzruszały.
Przepisuję fragment jednego z listów Marka by było go łatwiej odczytać:
Przeklęty głupcze!
Twoja mała zostawiła mi w Związku list, w którym pisze, abym zostawił Ci kopertę u woźnej; dalej, że będziecie we czwartek w Związku i – jeśli mogę – abym poszedł do Besterów.
Koperty zostawić ci nie mogłem – byłem wtedy zalany zupełnie i nie pamiętam ile od Ciebie pożyczyłem. Szkoda tylko – i mam o to żal do Ciebie, że zostawiłeś mnie w takim stanie; później bardzo smutno to się dla mnie skończyło. Do Besterów nie poszedłem gdyż nie miałem na to czasu, ani ochoty. We czwartek nie było was w Związku. W piątek rano, musiałem wyjechać.
Napisz mi, ile jestem Ci winien i natychmiast Ci doślę. I proszę Cię na wszystko, odnieś mojej matce „Braci Karamazow”; sam nie wiesz, czym jest dla mnie Dostojewski. Nie zrób mi krzywdy. Przypominam Ci adres mojej matki: Żoliborz, ul. Mickiewicza 171 m 11. I zanieś mojej matce swoją „Giocondę” – ona tak o to prosi. Nie zapominaj! Całuję Cię, ucałuj ode mnie swoją małą.
Marek.
W starych papierach ocalało parę listów od Marka Hłaski. Jeden postanowiłem w całości zacytować. To list z marca 55 roku pisany do mnie przez Marka, kiedy to, po wielkiej eskapadzie alkoholowej postanowił zamknąć się na dalekiej prowincji i nigdy nie wracać do Warszawy.
Ciekawa jest koperta tego listu. Adresu właściwie nie ma. Jest tylko Warszawa, Koło Młodych. Nigdy bym nie uwierzył, że list ten dotarł normalną pocztą, gdyby nie stemple na znaczku.
Jak doszedł do tego Koła Młodych?
A czym było to Koło? Pisałem już trochę o tym przy okazji wspomnień ze Zjazdu Polonistów w Międzygórzu (patrz Niewłaściwe Życiorysy i Międzygórze). Ale po paru latach wszystko w tej gromadzie młodych adeptów na pisarzy zaczynało się zmieniać. Ówczesny Związek Literatów, dając nam dalej używać swoich pomieszczeń, z których najważniejsza była stołówka i kawiarnia oraz biblioteka, o wiele mniej pilnował słuszności ideologicznego rozwoju. Powoli odchodziły czasy zebrań. Takich właśnie jak zebranie na temat moich wierszy o knajpie przy Kijowskiej. Zresztą, co tu narzekać, najstraszliwsze czasy twardego wychowywania mnie raczej minęły. Wprawdzie pojawiłem się na studiach w Warszawie w 1952 roku, ale brak akademika i stypendium, ciągłe kombinowanie jak wcisnąć się nielegalnie do domu studenckiego na Narutowicza – to zajmowało mi prawie rok.
Jak sami widzicie moje wspomnienia na stronie Zapiski posuwają się dalej.
Chciałbym sam zrozumieć jaki ja byłem i jacy byli moi przyjaciele. Tak się zdarzyło, że zawsze byłem w różnych grupach. Więc i trochę nie byłem w nich do końca… Współczesność i jej charakterystyczna kultura bycia, poznawania literatury. Zupełnie inni ludzie niż moi przyjaciele z okresu Klubów Inteligencji i Po prostu. Jedni bardziej zainteresowani literaturą, nie do końca rozumiejący zawiłości polityki, trochę nawet unikający takich rozważań i drudzy, dla których wolności, nawet w sztuce, bez swobody politycznej nie było. Więc dyskutowali jaka ta wolność i społeczeństwo mają być. I osobni ludzie jak Marek Hłasko, czy plątający się przez pewien czas w „nieswoich światach ideologii”, Janek Himilsbach. (O Janku Himilsbachu już wspominałem w Zapiskach )
O Marku wiele napisano. Ostatnio ukazała się bardzo ciekawa książka, która stara się pokazać, o ile to możliwe, ile w życiu Marka było prawdy, ile zmyślenia. Zmyślenia kreowanego przez samego Marka a potem przez liczne legendy. W tej książce jest krótki cytat z mojego listu do Hłaski. Przyjaźniliśmy się w ciekawym dla Marka okresie, kiedy zaczynał istnieć jako pisarz. Ale jeszcze nie opromieniony sławą. Jeszcze nie przyjaciel wielu wielkich. Łaziliśmy razem po Warszawie i po mitycznym Marymoncie Marka. Gadaliśmy cytatami z Dostojewskiego. Wtedy to było odkrycie. Bo ja student filologii, naprawdę Dostojewskiego czytałem pokątnie. Nie był pisarzem zalecanym. A szczególnie Dostojewski z Biesów.
I tak we wspomnieniu o Marku (na stronie już za kilka dni) będzie jego list do mnie. Właśnie ten, na który mu odpisałem i który został zacytowany w książce. Więc zamknie się jedna historia.
Zacznijmy od pisma. Znalazłem je i przypomniałem sobie ze zdumieniem ten czas. Znalazłem, bo trzeba zbierać papiery, dokopywać się całej historii życia i pracy. Po co? A do emerytury.
Pismo Ministra rozwiązujące w 68 roku zespół Kamera i zwalniające nas, wydawać się może dziwne. Po cóż Minister Kultury pisze o uchwale egzekutywy partyjnej przy Zespołach Filmowych. Przecież zwolnienia dotyczą również bezpartyjnych i są zwolnieniami z pracy. Myślę, że chodziło o to, aby wyraźnie podkreślić inspiratorów tego rozbicia Zespołów, może nawet dać sygnał, że władza administracyjna nie jest za bardzo „sprawą zachwycona”.
Bo rzeczywiście, filmy były w produkcji. Różne umowy krajowe i zagraniczne podpisane. Kamera była wspaniałym zespołem. Filmy Kamery wielokrotnie brały różnego rodzaju wysokie nagrody. No więc? Jak zastopować Zespół? Kto będzie odpowiadał za dalszy tok produkcji? A to miliony złotych..
Przejąć Zespołu z biegu, nikt z rycerzy 68 roku, nie mógł. Bo nie miał ani doświadczenia ani autorytetu.
Niestety, bardzo szybko całkowicie sprawę zakończono. Czas tamten wspominam jako niepojęte szaleństwo. Odchodząc z telewizji w 67 roku myślałem, że uciekam do krainy spokoju, długich decyzji, dużych zamierzeń finansowych, których krótkofalowe szaleństwa nie obalą. Oczywiście istniała cenzura, filmami interesowali się wysocy towarzysze u władzy, ale zawsze była to kraina wolności względnej. Duży głos mieli artyści.
Wracając do wspomnień…
Było jeszcze specjalne zebranie młodych pisarzy w sprawie pisma. Wielu z nas na nie nie zaproszono. Potem dowiedziałem się o decyzji o „zakazie pracy w kulturze”. Motywem były ponoć moje orwellowskie poglądy. I tak, bardzo jeszcze wierzący w możliwość naprawy socjalizmu, silną wiarą wielu ludzi z mojego i starszego pokolenia, nagle przesunięty zostałem do komórki wyrzutków.
Ale skąd ten orwellizm? No tak, czytywałem Orwella w bibliotece Związku Literatów. Fascynował mnie i wściekał. Szczególnie jego słynny Rok 1984 Dziś, parę lat po tym roku, widzę inaczej i inaczej też patrzę na tę opowieść. Ale wtedy to była wielka nauka. Czytywałem jeszcze innych i snułem koncepcje. Marksistowskie, ale na owe czasy horrendalne. Otóż zacząłem się domyślać, że właścicielem środków produkcji nie jest lud pracujący. Że mamy inny, skryty rodzaj posiadaczy, którzy przywłaszczają sobie wartość dodatkową czyli niezapłaconą wartość pracy robotnika.
Kim byli ci posiadacze? A biurokracja partyjna, państwowa. Oligarchowie, którzy udają, że rządzą w imieniu ludu, że nic nie posiadają, bo ich pałace, przywileje to przecież formalnie biorąc własność społeczeństwa. I tak dalej. Dziś to naiwne. Ale zaatakowanie metodą marksistowskiej analizy społecznej ówczesnego państwa totalitarnego nawet w gadaniach małego poety okazało się nie do zniesienia.

Fotografia i filmy
Zobacz wszystkie

Listy od czytelników
Poczytaj o mojej korespondencji

