W ostatnich strasznych dniach, wielu z was prosiło mnie żeby zamieścić te wiersze z tomiku Chrabąszcze z roku 2009. Więc zamieszczam, jak prosiliście.
Dzielą nas
Dzielą nas, dodawają, pierwiastkują nawet
Czasem podnoszą do potęgi. Wierzą
Że sami są potęgą. Używają żwawych
Maszyn działania. Dawne liczydło
Gdzie to samemu trzeba dotykać, przesuwać
Układać, odejmować, przemieszczać narody
Z głodu do głodu – okropnie już zbrzydło
Teraz w urzędach nie usłyszysz stuku
Maszyn co piszą tajemne rozkazy
Cichutko jest…. A dawniej jakby maszynowy
Karabin strzelał seriami. Od razu
Zostawał ślad, banalne błędy literowe
Jak niezgładzone groby
Przyszły komputery
Biorą winę na siebie
Ich szczere zeznania
Z tej najtwardszej płyty pamiętania
Kto odcyfruje
Jak?
Wedle uznania..
Pod namiotem
Ponoć koczujemy pod namiotem – Niebo
Jest gdzieś podparte konstrukcją ruchomą…
Na razie nikt nie zwija namiotu.
Jak w domu
Bawimy się niewinnie w pokoju dziecinnym
Stawiamy z klocków miasta i ludzi sukcesu
Pod kopułą biznesu.
Niegrzeczne chłopaki
I dziewczyny, co wiedzą jak są siebie warte
Bawią się w kupno – sprzedaż. Niektórym do smaku
Jest wojna. Więc kreują mody dla żołnierzy
Tak żeby wyglądali nienagannie do boju
I w trumnie jak należy
Czasem coś spruje się, psuje Łopoce.
Szkielet namiotu zachwieje się mocniej.
Ale już przeszło. Znowu jest nadęty
Po widnokręgu statecznie rozpięty
Zresztą kto patrzy, na nieboskłon. Po co?
My pracowicie popychamy życie
W przyszłość, co jest przed nami
A nigdy nad nami
Mówią już się zaczęło namiotu zwijanie
Ponoć zbierania czas do wędrowania?
Lecz nikt nie wysłał nam wypowiedzenia
Kto gotów? Tyle jest do zostawienia
Każdy się boi
Tyle niepokoju
To zaraz minie
Namiot się nie zwinie
Przecież tak twardo stoi…
Przy kominku ojczystym
Przy kominku ojczystym, no może przy kuchni
Palimy sobie niepotrzebne na nic
Stare wspomnienia. Niestety cuchnie
Bo nie palimy, tylko upychamy
Sprawa za sprawą. Palimy jak śmieci
Wszystko co nasze. Niech nic nie wyleci
Z domowej kuchni – bajki. Nie wiadomo gdzie
Ach bajka, przy kominku lepsza jest niż te
Darcie papierów – jakbyś swoje, życie
Oskubywał jak skrzydła ptaka znajomego
Ale już nieważnego, dawno ubitego
Cuchnie to stare pierze. Chyba je spalicie?
Tylko kominem pójdzie straszny smród
Wiec może lepiej te piórka tęczowe
Upchnąć do poszewki
Niechaj młode głowy
Mają niepewne poduszki dla snów
Tu
Tu wprost trudno nie wierzyć w Wielkie Miłosierdzie
Tak wielkie, że rozjaśnia więcej zła niż trzeba
Może w krajach gdzie się lepiej wiedzie
Nie potrzeba?
U nas inne nieba
Wciąż: Co było? Jak było?
A gdzie jest skłamane
Co z pamięci przeżyło?
Wszystko niespodziane
Pamięć – jak znaleźć pamięć żeby nie bolało?
Albo jeszcze gorzej – nadzapamiętało?
A więc ja wierzę w prawdę powszechnie wyśmianą
Że po prostu jest Anioł Stróż i on wie lepiej
Kim jestem. Od dzieciństwa zna. Się nie odczepi
I chyłkiem nie ucieknie. To on mnie spowiada
Przed wielkim Miłosierdziem
A ja? Jak my nadal
Nie umiem odrąbać kto dobry, kto podły
Dobry na ogół nie przeżyje tego..
Same pogrzeby dobrych. Anioł Stróż się modli
O promień, który odkryje każdego
Czy jesteśmy prawdziwi…
Czy jesteśmy prawdziwi, czy też gramy?
Takie ojczyzny, że i zgłupieć można
Wciąż pewni swego jakby niebios bramy
Broniły nas…
A tu na ostrze noża
Na szerokość złego słowa są
Sąsiedzi nasi
Co myślą o kraju
Który przedstawiamy. Jaki będzie sąd
Czy nasz teatr poznają czy też nie poznają
Jak żelazne ich twarze kiedy nawet klaszczą
Kiedy nas nienawidzą a kiedy z nas szydzą?
Cedząc:- Tak z nimi zawsze…