<

Oficjalna Strona Ernesta Brylla




Rozmowa ze zmarłymi

17 kwietnia, 2010
Kategorie wpisu: Wiersze

To zdjęcie robiła moja starsza córka. Pokolenie dwudziestokilkulatków. Nad zdjęciem popłakała się moja żona – pokolenie pięćdziesięcioparolatków. A ja z pokolenia siedemdziesięciokilkulatków napisałem w roku 1967 (to był czas powstawania Rzeczy Listopadowej, dopuszczonej ostatecznie na sceny po dwu latach, w Warszawie jeszcze później). Przypomnę więc o sobie, wtedy trzydziestokilkuletnim, dwoma fragmentami z tej sztuki.

 

fot. Madzia Bryll

 

Fragment pierwszy to dyskusja – prowadzą ją umarli z żywymi…

 

 

….

W tym kraju, gdzie najwięcej jest nagle umarłych,

gdzie mało kto uchodził z życia powolutku

patrząc, jak jesień żółknie, jak w ogródku

bawią się cicho wnuki…

….

W tym kraju wyraźniej

niż w innych krajach, nie tak pustoszonych,

nie tak palonych, nie tak wykrwawionych…

W tym kraju lepiej słyszymy to liche

pukanie i skrobanie… Co jeszcze tak ciche,

jeszcze tak słabowite…

….

Myślisz o sumieniu?

.…

Tak, o sumieniu. Ono wciąż pod śmieciem,

które na świat zwalono — drąży…

.…

To w powiecie

warszawskim wierzą w sumienie. Dziwaczne

myśli żyją w tym mieście. Niby wszyscy smaczne

dowcipy lubią. Żarty tak logiczne

jak sztylet — proste, ostre i cyniczne

każdy opowie…

.…

Każdy tak rozumie,

jak tam na świecie brudy płyną…

….

Każdy umie

takie smrody wyniuchać, że się może schować

najlepszy w dziejach nos i polityczna głowa.

….

A poskrob lepiej… Zaraz wy kiełkuje,

zaraz dowcipów smaki pomiesza, popsuje

cuchnącą naftaliną, zżółkła, powiatowa

legenda o sumieniu.

.…

Wtedy polska mowa…

.…

No cóż tam nasza mowa?

.…

Taka jest surowa

.…

Jak stara panna…

.…

Taka barchanowa…

.…

Ach, polska mowa,

Słowa,

Słowa,

Słowa!

 

I drugi fragment – Monolog matki oczekującej syna. Syn zaginął, pewno nie żyje, ale Matka wierzy że może:

.…

Powinien przyjść… Nie przyjdzie… Tyle w Polsce listów

i tyle matek czeka na pismo od syna…

Na znak, westchnienie choćby…

Najdłuższa godzina,

gdzie się sekunda każda we wieczność rozwleka,

jest ta godzina szara, gdy roznoszą pisma

do czekających matek…

Tam, naprzeciw, przyszła

dobra wiadomość… Dla jakiegoż listu

matka by zapaliła wszystkie światła w domu,

jakby oślepła nagle? Tak, to list od syna.

O, matka stoi w oknie, pismo w ręku trzyma…

Czyta… Upadło pismo… Nie, na pewno żywy,

na pewno w obcych krajach syn…

To nieprawdziwy,

to sfałszowany przez niedobre duchy

….

Opada… leci z okna list… Ten papier kruchy

może zabijać i może ożywić.

(krzyczy w stronę okna)

To list niedobry, to list nieprawdziwy…

Choćby mi tysiąc razy wypisano,

że mój najstarszy zginął, choćby mi przysłano

garsteczkę ziemi, pod którą ma leżeć,

ja nie uwierzę…

Czasami żołnierze

— tak to śpiewają przecież — z mogiłek powstają,

do swoich miłych zdrowi powracają.

Czasami bywa tak…

Musimy wierzyć,

musimy czekać… Mój syn był żołnierzem…




« « Poprzedni:… Następny:Nowy Rozdział » »



Ten wpis nie może być komentowany.