Twarz
Twarz w błysku – Manoppello. Między zmartwychwstaniem
A stężeniem śmierci. Oczy rozszerzone
Jakby nie wiedział co się stało, stanie
Gdy wieczność jest wrócona
Wciąż nie rozumiem tego. Był doczesny
A co wiedział odwiecznie?
Ale jest bolesna
Skrzywienie ust. Spuchnięcie
Sińce , świeże rany
Jest też zgrubienie. Nos jego złamany
Uderzeniem pięści
Nic nie jest wrócone
Do twarzy przed męką
Nie ustawiono
Nosa – by było piękniej
A jednak inaczej
Widzimy twarz Jego, Tak, boli, bolało
Poraniona, pobita
Ale nie zostało
Kropli krwi. Więc obmyta
Gdy zmartwychwstała?
Ale trwa opuchlizna. I też nie zamknięta
Jest ani jedna blizna. Czy tak się pokazał
Magdalenie, tak w Emaus
Jak ujrzymy Jego?
Wierzę w błysk z Manoppello. Chyba zrozumiałem
Że w tej mgle światła nie ma kamiennego
Dotknięcia śmierci. Ani zmarszczki gniewnej
Czy grymasu konania. Patrzę, jestem pewny
Wrócił Mu uśmiech cały
Ktoś
Ktoś przybiegł kiedyś zadyszany z Emaus
Pamiętają jak to było: z hukiem drzwi otworzył
Krzycząc – On był z nami
I poczuł że nie ma
Nic tu do powiedzenia
Przed drzwiami, przed chwilą
Rozumiał światło wszechświata całego
A oni – Bredzisz, czyżby tylko tyle
I czemu w karczmie i przy brudnym stole
Co tam jedliście, i co miał na myśli
Mówisz – tylko chleb kruszył i rozlewał wino?
Kto przybiegł kiedyś z Emaus wue jak inna
Jest mowa jego co widział słyszenie
Inne, tych co słuchają. Nie ma uwierzenia
Niby jak. Przygnał z gospody i szepce
W dzikim języku, nic nie wynika
Gada nie gada, może wcale nie chce
Powiedzieć mądrze, co było w Emaus?
Wołał i płakał – Nie ma zrozumienia
Może to jego wina. Zapluł się zadyszał
Posłaniec z Emaus. I nikt nie słyszy
Jak wali serce twoje
Różnie pójdzie życie
Jedni uwierzą, czasem nie, lub skrycie
Uwierzą
Ale wielki strach uwierzyć szczerze