Archiwum

Pełen zdjęć archiwalnych z życia poety – teledysk do piosenki Odprowadzam moją młodość w wykonaniu Marcina Stycznia.

Muzyka i wykonanie – Marcin Styczeń, aranżacja – Tomasz Pfeiffer.

Odprowadzam moją młodość to ostatnia piosenka Ernesta, napisana specjalnie dla Marcina Stycznia. Miała być dla piosenkarza swego rodzajem opowieścią o pożegnaniu młodości i wejściu w wiek średni, ale po śmierci poety nabrała zupełnie innego wymiaru, i stała się pożegnaniem jego samego.

W teledysku zostały wykorzystane nigdy wcześniej niepublikowane zdjęcia Ernesta Brylla i jego rodziny. Autorzy wybranych zdjęć: Erazm Ciołek, Marek Wojciech Druszcz, Zbigniew Sawicz, Jerzy Popiel, Jan Norman Zawistowski, Jan Jędrzejczyk, Bogdan Augustyniak, Władysław Miernicki.

Odprowadzam moją młodość 
Na stacyjkę, bo odjeżdża
W drogę, gdzieś za wielką wodą
Już nie będzie ze mną mieszkać

Odprowadzam moją młodość
Piękną pannę długonogą
Tyle lat spaliśmy obok
Ciało w ciało, co się stało?

Zawsze razem nigdy sami
Panie, zmiłuj się nad nami
Moja młodość już odjeżdża
Nie będziemy razem mieszkać

Powolutku pociąg idzie
Jeszcze, jeszcze na zakręcie
Uśmiech mej młodości widzę
Macha do mnie, cóż, nic więcej

Bo już dalej ekspresowo
Bo już potem samolotem
Czy choć wspomni mnie za wodą
Odprowadzam moją młodość

Zawsze razem nigdy sami Panie, zmiłuj się nad nami
Moja młodość już odjeżdża
Nie będziemy razem mieszkać

Na ryneczku w mym miasteczku
Wciąż wspominam dawne czasy
Ale ona w obcych stronach
Bardziej w przyszłość obrócona

Może patrzy gdzieś z drapaczy
I jest gwiazdą, ja inaczej
Tu do gwiazd głowę zadzieram
Czemu milczą, pytam nieba

Gdzieś zginęła moja młodość
Piękna panna długonoga
Tyle lat spaliśmy obok
Ciało w ciało, co się stało?

Zawsze razem nigdy sami
Panie, zmiłuj się nad nami
I nad moją małą łezką
Moja młodość to już przeszłość

Nasz dom już głębiej żywy - Ma swoich umarłych
Spoczywają na czasu wywczasach
Gdzie? Na działkach Służewa - Opartych
O bloki Przy Dolinie. Twardo

Nasz dom już pewniej żywy. Ma i tych co byli
W nim od kołyski
Bliski jest tej chwili
Kiedy tak zwykły będzie jakby go nie było
Bo się w nim żyło
Ponad życie

Dom
Nie z byle chwili a właśnie tych stron
Znany nam samym od okna do okna
Widziany z głębi. Widziany z wysoka

Jeśli coś stanie przeciw - Zostanie
Nie w pamięci - ale w pamiętaniu
Każdej grudki piasku. Na zawsze

Załączamy nagranie z dnia 89 urodzin poety, 1.03.2024 – z podziękowaniami dla czytelników, fanów.

18 października 2023 roku, Ernest Bryll otrzymał Medal Stulecia Odzyskanej Niepodległości. Medal został nadany za zasługi dla niepodległości Polski poprzez prezydenta RP Andrzeja Dudę.

W imieniu prezydenta odznaczenie wręczył Sekretarz Stanu w Kancelarii Prezydenta RP, minister Wojciech Kolarski, podczas spotkania zorganizowanego w domu odznaczonego w Warszawie.

Więcej informacji: Kancelaria Prezydenta RP: Medal Stulecia Odzyskanej Niepodległości wręczony Ernestowi Bryllowi

Ernest Bryll został laureatem Nagrody Literackiej m.st Warszawy za całokształt twórczości, w kategorii „Warszawski Twórca”. Nagroda została nadana podczas gali towarzyszącej XII edycji.

"Dla mnie szczególnym dniem jest co roku 1 sierpnia, kiedy młodzi ludzie wychodzą na ulice i śpiewają powstańcze piosenki. To moment, gdy wszyscy warszawiacy jakoś utożsamiają się z powstańcami, niezależnie od ocen, czy powstanie miało sens, czy go nie miało. To wspomnienie o tym, jak wszyscy wokół sprzedali Warszawę, a my i samotnie walczyliśmy do końca. To miasto ma w sobie zadrę opuszczenia. Dałem się w życiu nabrać na wiele głupot. W poezji bywałem mądrzejszy niż w życiu. Ale nigdy nie wyrzekłem się niepokornego ducha Warszawy, zawsze byłem temu miastu wierny" 

- cyt. za Polska Agencja Prasowa PAP

Więcej informacji: Ernest Bryll: Zawsze byłem wierny Warszawie

Kochani! Kilka dni temu w księgarniach pojawiła się nowa książka, tym razem wspólne dzieło Małgosi i Ernesta.

„Irlandia, Celtycki Splot” opowiada o Bryllowych latach na zielonej wyspie. W 1991 roku pojechał tam razem z rodziną, żeby założyć pierwszą w historii Polską ambasadę w Irlandii.

 Krótko mówiąc, było ciekawie. Ale ta książka to nie tylko wspomnienia zza biurka. Przewija się przez nią parada niesamowitych postaci ze świata literatury, sztuki, dyplomacji, nie tylko tej salonowej ale i wiejskiej, ulicznej, mistycznej. Pierwsza częśc książki nosi tytuł „W butach Joyce’a”, i w tych butach właśnie przemaszerujecie po Dublinie, a potem dalej, naokoło tej malutkiej tak naprawdę wysepki, gdzie w każdej mieścinie kochają poetów.

 Zapraszamy serdecznie do lektury!

Tu serce, tam serce. Z piernika i ze szmatki. Są też z czekolady. Gorzej, że bywają z kamienia. A rynek robi wszystko, żeby wzbudzić potrzeby i serca nasze obudzić. No to nic prostszego jak za namową speców od marketingu i psychologii sprzedaży pójść i potrzeby wzniecić. Razem z sercem z czekolady zanucić, Za smutek mój, a pani wdzięk, ofiarowałem pani pęk czerwonych melancholii. I lekkomyślnie dałem słowo, że kwiat kwitnie księżycowo, a liście mrą srebrzyście.

Pani zdziwiona mówi — Cóż, to przecież bukiet zwykłych róż. Tak, rzeczywiście. Więc cóż Ci dam?

(...)
Dam Ci serce szczerozłote.
Dam konika cukrowego.
Weź to serce, wyjdź na drogę.
I nie pytaj się "Dlaczego?"


Serce, Marek Grechuta. Tekst: L.Wiśniowska, A.Nowicki

Dajmy więc serca, bierzmy i wychodźmy na drogi spotkań na zawsze. Bez tych chwil kiedy patrzysz w oczy ukochanym, piernikowe serce twarde i gorzkie, szmaciane tylko po to, żeby poznać łzy kiedy nocą samotnie i źle.

Nie tego chciał dla nas święty Walenty. Do głowy by mu nie przyszło, gdy tak sobie w III wieku po Chrystusie żył, żeby ludziom na świecie łez przysparzać. Raczej stawał po stronie umęczonych i prześladowanych, za co sam stracił głowę w nasze piękne miłosne święto. A było to 14 lutego 269 roku.

Ach, kult zaczął się szerzyć. Najpierw po pomoc do świętego ruszyli ciężko i nerwowo chorzy, oraz ci epilepsji problemem umęczeni. Potem przybiegli znerwicowani zakochani i spragnieni miłości. A dziś? Kult jakby się mniej szerzy, za to rynek zęby szczerzy. Nasze serca szczerozłote zadowalają się chwilówką z czekolady, kwiatkiem i pluszowym misiem… ale… tym razem pozwólcie troszkę marketingowcom wzbudzić potrzeby, pokażcie, że owszem jesteście wyedukowanym ku dobremu konsumentem.

 Bo której z nas na widok róży czerwonej nie topnieje serce?. A w dodatku powiem wam coś co z życia jest wzięte i przypieczętowane i co na duchu o miłości marzących, podniesie. Jakoś tak ten święty Walenty potrafi działać, że nawet gdy nie wiemy, że to jego kombinacje, miłości naprawdę sprzyja, a 14 lutego może stać się dniem miłości na życie. Nie ważne czyś młody czy siwizną przyprószona skroń. Walentemu o serce chodzi, nie o wiek!

Całe czterdzieści lat minie za rok, kiedy to nic nie wiedząc o Walentym, ani też o Walentynkach, bo bardzo młoda byłam i głupia, udałam się na przedziwną kolację z pewnym Panem. Nie dał mi róży ani serca z czekolady, ja mu nie dałam żadnej pamiąteczki. Nie było powodu. Ale gadaliśmy sobie przy tych restauracyjnych daniach tak długo, że w końcu kelner znacząco przygasił światła. Wyszliśmy na mroźny, nocny krakowski rynek. Świecił księżyc, jechała zaczarowana dorożka, nawet z Wieży Mariackiej popłynął przez noc hejnał. Pięknie prawie jak w polskich komediach romantycznych. Pan odprowadzał mnie pod drzwi. Pod domem, gdy mówiliśmy sobie dobranoc, włożył mi w rękę mały, odrapany tomik wierszy. W domu przeczytałam dedykację „ Strasznie przepraszam, jestem gaduła, więc się zagadaliśmy”.

Niemal czterdzieści lat minęło, a my gadamy dalej. Więc takiego zagadania na życie życzę zakochanym i tym którzy nie wiedzą jeszcze, że miłość przychodzi gdy chce. Nie dajcie się zagadać pluszowym, czerwonym misiom, zagadajcie się sami na zawsze. Tak, tak, idźcie razem na spacer, kolację, bądźcie sobie bliscy. Resztę zostawcie świętemu Walentemu. Jak by nie było, jest od znerwicowanych i od zakochanych.

Małgosia

 

Zimowy czas. Jakby coś zamarza. I same pytania. Jeśli twój grudzień kojarzy ci się z Bożym Narodzeniem, zrób sobie wraz ze mną ankietę. Może czegoś dowiemy się o sobie na koniec 2011 roku. Może coś wygramy? Podobno lepiej później niż wcale.

Po co ten obłędny bieg przez sklepy? Po co kartki świąteczne słane ślimaczą pocztą albo Internetem? Po co kredyty zaciągane, żeby starczyło na prezenty dla bliskich?

Po co ckliwość sączących się w sklepach kolęd? Po co jasełka? Po co opłatki?

Po co pakowanie prezentów w ozdobne papiery? Po co pierogi, i to w dodatku z grzybami? Po co obrusy co mają być gładkie jak tafla lodu?

Po co choinka strzelista i bogata? Po co pstrokate choinkowe zabawki? Po co ten nagły przypływ dobroczynnych akcji szlachetnych?

Po co w końcu Pasterka?

Uważajmy. Mamy skłonność ku temu, żeby odpowiedzieć „ aby było miło i świątecznie”. Cóż, obawiam się, że z taką odpowiedzią na pytania w ankiecie żadnych świąt nie wygramy. Zostaniemy jedynie nabici w butelkę komercji co czeka, żeby wypróżnić nasze portfele do cna. Skasują za kartki, prezenty, koncerty. Anioły reklamy w supermarketowych alejach zbiorą po dysze za zestaw cieniutkich opłatków. Prądu na te obrusy zużyjemy, tyle że rachunki skoczą. Choinka, (a może starczyć w tym roku tylko na małą) to zawsze raban, bo w końcu z lasu przywieźć ją trzeba. Zabawki – tyle nowości z niezestresowanych kryzysem Chin, oko cieszą. Dobroczynne akcje, bo tak bardzo i skrycie, winy naszych sutych stołów odkupić chcemy.

Uważajmy. Pęknie nam krzyż od tego wałkowania ciasta i lepienia uszek. Karp zasmrodzi nam kuchnię, cebula zeszkli oczy. Uważajmy. Nad barszczem nie stanie się cud wynikający z aromatu, barwy i smaku. Może na chwilkę ci, co przy stole poczują się razem. Może. Nie oszukujmy się – dla jednych to rodzinne święta, inni wolą siebie z rodziną na zdjęciu. Zawsze lepiej wygląda.

Uważajmy. Zabawka dla dziecka z nadzieją rozpakowana, za trochę wyląduje w koszu na śmieci,a jeśli nie, to i tak za parę lat na strychu ( jeśli go mamy). Skarpety się podrą, serwisy potłuką, czekoladki znikną w żołądkach. Pozostaną podarte kolorowe papiery w bombki, pajace w czerwonych czapkach i komety gwiazd. I też to potem przemielą w zakładach oczyszczania wsi i miast. Uważajmy. Igły na choince zeschną się tak, że gdy ją będziemy rozbierać, zaklniemy nie raz.

Uważajmy. Pasterka o północy rzecz jasna może być tłoczna. Grozi przeziębieniem, bo w końcu przekazując sobie znak pokoju, przekażemy zarazki.

Straszna to wizja, same przestrogi, grudzień odrapany z radości, konta bankowe spłukane. Zwykły miesiąc z niezwykłym wysiłkiem żeby było świątecznie i miło. Może przenieść takie świętowanie gdzieś na czerwiec, lipiec? Grill na balkonie albo w ogrodzie, dzieciak zadowoli się lodami w kulkach. Prądu mniej pójdzie. Taniej wyjdzie a też będzie wesoło i świątecznie bo zasiądziemy razem…

No ale teraz mamy co mamy. Mamy Grudzień i Boże Narodzenie. Mamy szansę, zwykłą przyjemność, zamienić w TEN niezwykły, CZAS który może zostać w nas na dłużej. Tak, tak, po łokcie się urobimy, spocimy w supermarketach i być może nabawimy kataru na Pasterce. Ale bez wątpienia od nas zależy czy w Boże Narodzenie urodzi się Dziecko.

Uważajmy – żeby nie zostać na grudniowym lodzie i w straszliwej głuszy duszy.

 Małgosia

Felieton opublikowany w magazynie Rytmy Zdrowia, grudzień 2011.

Preferencje plików cookies

Niezbędne

Niezbędne
Niezbędne pliki cookie są absolutnie niezbędne do prawidłowego funkcjonowania strony. Te pliki cookie zapewniają działanie podstawowych funkcji i zabezpieczeń witryny. Anonimowo.