<

Oficjalna Strona Ernesta Brylla




Witamy na nowej stronie! Przenieśliśmy się na system Wordpress, także od dziś możecie zostawiać pod zapiskami Ernesta komentarze, i przeszukiwać archiwum za pomocą pola 'Wyszukaj', o tam, po lewej, pod maszyną do pisania.

Pozdrawiamy,
Internetowe Krasnoludki

Dwoje Marszałków

13 kwietnia, 2010
Kategorie wpisu: Zapiski Małgosi

Nie mogę tego nie napisać. W tym samolocie byli także moi bliscy znajomi. Sąsiad, Janusz Zakrzeński, aktor. Kiedy pojawiały się pierwsze listy tych którzy zginęli, pasażer o nazwisku Zakrzeński długo był dla wielu anonimowym pasażerem. Myślałam sobie czy to ma znaczenie, że nie pojawia się obok wyjaśnienie, Janusz Zakrzeński – aktor. Każda śmierć jest tragedią dla najbliższych, każda śmierć w prezydenckim samolocie jest tragedią dla każdego. Więc po co tytuły, godności? Zginęli ludzie, ich świat, wielki kawałek naszego świata. Janusza wszyscy znali, ze sceny, z filmów, w końcu to on wcielał się tak w rolę Marszałka Piłsudskiego. Kiedy pojawiał się w czasie uroczystości państwowych jako Piłsudski, ludzie wołali.” Marszałku, ratuj nas” Wierząc w świat dusz, możemy wołać dalej, „Janusz, ratuj nas od zapomnienia”. Kiedy minie, narodowa żałoba, kiedy opadną emocje, kiedy przyjdą pokusy aby wrócić do normalnej-nienormalnej złości, niechęci, politykierstwa i zimnych gier, Janusz ratuj nas od zapomnienia o tych dniach kiedy chcieliśmy stać się lepsi, zjednoczeni. Ratuj nas przed brakiem godności, przed utratą serca. Janusz, któremu na sercu leżała piękna polszczyzna i Polska, ratuj nas przed zaśmiecaniem sumień i wypowiedzi. Ty już teraz możesz nas ratować. My możemy tylko obiecać że bardzo się postaramy nie zapomnieć.

I Krysia Bochenek. Jej mąż uratował życie mojego męża. Krysia chciała uratować polszczyznę i zdrowie Polaków. Taka niespokojna – spokojna, piękna kobieta, właściwy człowiek w Senacie RP, która wcześniej najprawdziwiej angażowała się w sprawy nieosobiste a wszystkich. Krysia, dziękuję ci za Dyktando, dziękuję ci za programy radiowe, telewizyjne, akcje uczące wszystkich jak dbać o zdrowie i życie. Krysiu dziękuję ci za prywatne rozmowy w Ochojcu, za ostatnią rozmowę sprzed kilku dni z moim mężem, ze ciepło, za godność. Krysiu, ty też nas ratuj, bo ty też możesz. Przypominaj nam stamtąd gdzie jesteś abyśmy nie zapomnieli o twoim honorze Marszałka i pamiętali o honorze w naszych postawach i uczciwości wypowiadanych słów.

 

 

Ilustracja z tomiku 'Chrabąszcze' aut. Madzia Bryll

 




Wiersz na Wielką Niedzielę

4 kwietnia, 2010
Kategorie wpisu: Wiersze

Oni-my

 

Że, z grobów wstał pod słońce – widzieli promienie
Przechodzące jak gwoździe przez otwarte rany
A też jaśniejszą plamę – gdzie bok rozerwany
I w tej plamie się tłukło serca umęczenie

Zmartwychwstał nam pod światło. Widzimy go ciemnym
Niby zwróconym do nas lecz bardzo tajemnym
Wyciągał ręce, wołał … Lecz czy do nas krzyczał
Jest między nami jako – morze – cisza

Kto pierwszy stopę położył na morzu
Albo kto pierwszy zapłakał w pokorze
Tego nikt znać nie może
Ale szli po fali
Do Niego. Tak się bali, wołali, zdradzali

 

Wigilia Paschalna u Dominikanów

Kochani! Wczoraj jak co roku byliśmy wszyscy na Wigilii Paschalnej u Dominikanów na Służewiu. Na Wielkanoc życzymy wam ciepła, zdrowia, radości z wiosny- tej zielonej wokół nas, ale przede wszystkim tej, która nastaje w naszych sercach.

 

Wesołych Świąt życzy rodzina Bryllów



Dwa wiersze na Wielką Sobotę

3 kwietnia, 2010
Kategorie wpisu: Wiersze

Twarz

 

Twarz w błysku – Manoppello. Między zmartwychwstaniem

A stężeniem śmierci. Oczy rozszerzone

Jakby nie wiedział co się stało, stanie

Gdy wieczność jest wrócona

Wciąż nie rozumiem tego. Był doczesny

A co wiedział odwiecznie?

Ale jest bolesna

Skrzywienie ust. Spuchnięcie

Sińce , świeże rany

Jest też zgrubienie. Nos jego złamany

Uderzeniem pięści

Nic nie jest wrócone

Do twarzy przed męką

Nie ustawiono

Nosa – by było piękniej

A jednak inaczej

Widzimy twarz Jego, Tak, boli, bolało

Poraniona, pobita

Ale nie zostało

Kropli krwi. Więc obmyta

Gdy zmartwychwstała?

Ale trwa opuchlizna. I też nie zamknięta

Jest ani jedna blizna. Czy tak się pokazał

Magdalenie, tak w Emaus

Jak ujrzymy Jego?

Wierzę w błysk z Manoppello. Chyba zrozumiałem

Że w tej mgle światła nie ma kamiennego

Dotknięcia śmierci. Ani zmarszczki gniewnej

Czy grymasu konania. Patrzę, jestem pewny

Wrócił Mu uśmiech cały

 

Święty Całun z Mannopello

 

 

Ktoś

 

Ktoś przybiegł kiedyś zadyszany z Emaus

Pamiętają jak to było: z hukiem drzwi otworzył

Krzycząc – On był z nami

I poczuł że nie ma

Nic tu do powiedzenia

Przed drzwiami, przed chwilą

Rozumiał światło wszechświata całego

A oni – Bredzisz, czyżby tylko tyle

I czemu w karczmie i przy brudnym stole

Co tam jedliście, i co miał na myśli

Mówisz – tylko chleb kruszył i rozlewał wino?

Kto przybiegł kiedyś z Emaus wue jak inna

Jest mowa jego co widział słyszenie

Inne, tych co słuchają. Nie ma uwierzenia

Niby jak. Przygnał z gospody i szepce

W dzikim języku, nic nie wynika

Gada nie gada, może wcale nie chce

Powiedzieć mądrze, co było w Emaus?

Wołał i płakał – Nie ma zrozumienia

Może to jego wina. Zapluł się zadyszał

Posłaniec z Emaus. I nikt nie słyszy

Jak wali serce twoje

Różnie pójdzie życie

Jedni uwierzą, czasem nie, lub skrycie

Uwierzą

Ale wielki strach uwierzyć szczerze



Wiersz na Wielki Piątek

2 kwietnia, 2010
Kategorie wpisu: Wiersze

Krzyż jak waga

 

Krzyż jak waga. Jeżeli belka się przechyli

Na lewo – to zapadnie nasz świat w jednej chwili

W ciemności

Bez oddechu

Bo jest bez radości

My, ubabrani w grzechu

Patrzymy

Skrwawiony

Bóg trzyma ciężar. Gorzko się modlimy

Ale ukradkiem pewni, że jest przytwierdzony

Pewnym, głębokim gwoździem do jego rąk sinych

Do wykręconych dłoni

Choć przez ciało nagie

Idzie pęknięcie bólu

On chyba utrzyma

Zczerniały

Połamany

Wagi równowagę

 

Jezus



Wiersz na Wielki Czwartek

1 kwietnia, 2010
Kategorie wpisu: Wiersze

Wielki Czwartek

 

Gruchnęła nowina:- Bóg nam obmywa nogi

Do czysta, aż wejdziemy w niebiańską szczęśliwość-

Więc każdy biegiem zbierał się do drogi

A po drodze trochę ruszał krzywo

Ostatni raz w błota – a z wielką ochotą

Ostatni raz pazury wyłażą ze skóry

Żółte zęby z gęby. I jeden drugiego

Naznaczył krwią dla upojenia swego

Nic się nie ukryje – lecz On wszystko zmyje

A którzy umyci, – pójdą w inne życie

Gdy tam staniemy miło będzie wspomnieć

Jak się tarzaliśmy w błocie nieprzytomnie

I że

Pazury

Wciąż mamy pod skórą.

 

Błoto