Roraty
I unieśli się z chrypieniem modleniem
Jeszcze trochę , jeszcze ciut nad ziemię
Przykurczeni – bo straszne ciśnienie
Gdy nawet o milimetr
Unosisz swoje imię
Ale za to wieczności próg
Za wysoki dawniej dla nóg
Był niżej . A światło już liże
Cieniutką pod drzwiami szczelinę
Cóż , jak zawsze , ktoś zapomniał imię
Prawdziwe niezmiennie codzienne
I znowu dla nich ciemność
Bo spadają
Światło ginie . Przygasło
Ale się twardo trzymają
Niełatwo lecieć i kasłać