Poprzedni wiersz
Następny wiersz

Franciszek głosił kazanie do ptaków
Ale coś nie szło. Raczej nie leciało
Modlitwa nieruchoma niby główka maku
Grzechotała i usypiała

Czarował słowa jak anielskie pióra
Ale z tego nie było skrzydeł. Mgła, chmura...
Ptaki słuchały grzecznie ale czuł, że wieczność
Zamienia się w ułudę nudy

Przestał mówić
Siebie
Przeptaczył
Inaczej

Będzie obcy
Kości
Napełniły się wiatrem
Skrzydłem się unosił
Habit

Już leciał po niebie

Ale gdzie? W zasadzkę. Tam razem z ptakami
Zjednany bo złapany już w sieci te same
Mówił. Był zrozumiany do istoty rdzenia
Do serca przerażenia, krzyku uderzenia

Do niepojętej Boga tajemnicy
Choć z pola biegli już czarni ptasznicy
Niosąc klatki – więzienia

Jego były niebiosa
Jego była ziemia

Preferencje plików cookies

Niezbędne

Niezbędne
Niezbędne pliki cookie są absolutnie niezbędne do prawidłowego funkcjonowania strony. Te pliki cookie zapewniają działanie podstawowych funkcji i zabezpieczeń witryny. Anonimowo.