Poprzedni wiersz
Następny wiersz

Śnił mi się Staszek – tak młodzieńczo chudy
Jakby mu w ziemi stęchła żółta opuchlizna
Pytałem go czy umarł naprawdę… On przyznał
Że jeszcze nie wie, jeszcze tego czeka
Jeszcze nie odszedł, choć stoi z daleka

Jeszcze musi po lasach niby wilk wędrować
I pokazywał zadrapania sine
– To z tego – mówił – że się w krzakach chowam…
Tak siedzieliśmy jedząc schabowy jak glinę
I pochlipując herbaty słomkowej
W pajęczo szarym bufecie dworcowym
Aż przyszedł pociąg…

Staszek się postarzał
Podniósł schlapane od błota bagaże
Chciałem mu pomóc, przeprosić… Tak mało
Powiedzieliśmy sobie
On na twarz pokazał

Na zadrapania, blizny, umęczone ciało
Które się przemieniało, ginęło, ciemniało.

Preferencje plików cookies

Niezbędne

Niezbędne
Niezbędne pliki cookie są absolutnie niezbędne do prawidłowego funkcjonowania strony. Te pliki cookie zapewniają działanie podstawowych funkcji i zabezpieczeń witryny. Anonimowo.