Poprzedni wiersz
Następny wiersz

Ja, z ograniczonych czasów. Granicami
Podaniami o paszport, murami w urzędach
Ja, który żarłem szczęście gdy granice zwiędły

Ja, który mogłem wreszcie przejść sobie przez rzeczkę
Pić piwo z innej strony smaku, czy troszeczkę
Podmuchać w powietrza cudzoziemskie, język

Wyostrzyć o znaczenie obce, co się nasze
Stawało – prawie całe

Ja, wbity w kamasze
Ja, zesztywniały od komend i haseł
Mogłem wybrać wędrówki – Paryż czy McDonald?
I nie musiałem pukać. Było otworzone

No, coś jeszcze zamknięto – Lecz framuga pęknie
I zatańczymy gładko po salonach
Od wschodu do zachodu

Ja, wolny tak pięknie
Teraz się nawet boję wyjść na miasto moje
Bo każdy przeciw innym swe ograniczenie
Zbudował. Żaden paszport u nas nie jest w cenie
Choćby podpisał go sam Bóg…

-No, mowy
Nie ma. Nie przejdziesz

Rosną mury. Z głowy
Mamy już innych. W całości znikają
Się rozdzielając.

Aż trzeszczy w mym mieście

Preferencje plików cookies

Niezbędne

Niezbędne
Niezbędne pliki cookie są absolutnie niezbędne do prawidłowego funkcjonowania strony. Te pliki cookie zapewniają działanie podstawowych funkcji i zabezpieczeń witryny. Anonimowo.