Poprzedni wiersz
Następny wiersz

Plac płonął ogrodzony małymi świeczkami
Jak zadusznymi Polski granicami
W kościele grób kopano. A nie szło to sporo
Bo tuż pod warstwą ziemi cienką jak milczenie
Łopaty dzwoniły o stare kamienie

Barykad... Ludzie stali szarą, nocną porą
Śpiewano pieśni, ktoś wciśnięty w ścianę
Robił na nowo rachunek sumienia
Modląc się i szukając siły przebaczenia...

Ciągle nie było jasno powiedziane
Kiedy przywiozą ciało

Jakby tam je chcieli
Wskrzesić na swoją modłę. Choć zamazać rany
Żeby ten trup był cichy i nie rozpoznany
Jak tylu innych co w ziemi leżeli
A nikt jak dotąd nie był przyzywany

Żeby się musiał przed krajem tłumaczyć
Przestąpić tę granicę światła. W oczy patrzeć.

Wysłuchać tego jak mu lud wybaczył
I wiedzieć że choć siłę ma, to nic nie znaczy.

2.XI.84

Preferencje plików cookies

Niezbędne

Niezbędne
Niezbędne pliki cookie są absolutnie niezbędne do prawidłowego funkcjonowania strony. Te pliki cookie zapewniają działanie podstawowych funkcji i zabezpieczeń witryny. Anonimowo.