<

Oficjalna Strona Ernesta Brylla




Archiwum z miesiąca maj, 2010



Dziękujemy

16 maja, 2010
Kategorie wpisu: Ważne Komunikaty Domowe

Niedzielny komunikat domowo-agencyjny przynosi podziękowanie dla wszystkich mediów które uszanowały nasze sprostowania i zdjęły ze swych stron nieprawdziwe komunikaty. Wolność poety, artysty jest przecież tym czego potrzebujemy wszyscy i w każdym czasie. Dziękuję. Chcę też podziękować naszym córkom które jak lwice stanęły w obronie taty oraz przyjaciołom którzy dzwonili do nas z gratulacjami na niezgodną z prawdą informację, a jednak gdy usłyszeli sprostowanie, pozostali nadal przyjaciółmi. Przyjaciół którzy dzwoni do nas lub do naszych znajomych z pewnego rodzaju pretensją, proszę o przyjaźń. A wszystkim, także i sobie dedykuję fragment Bryllowego wiersza z 1985 roku. Zapewne się przyda.

 

Bądźmy dla siebie bliscy kiedy się boimy

Gdy byle kamyk może poruszyć lawiny

Bądźmy dla siebie bliscy kiedy ciemne góry

Odpychają nas nagle swoim ciałem zimnym

Bądźmy dla siebie wierni kiedy rosną mury

Bo tyle w nas jest siebie ile ciepła tego

Które weźmiemy od kogoś drugiego

A drugi od nas weźmie i w sobie zatai

Wspomnienie o Wojciechu Siemionie

15 maja, 2010
Kategorie wpisu: Wspomnienia

Poeci młodzi, których potem nazwano „ pokoleniem współczesności” mieli wiele szczęścia. Na ich wieczorach autorskich gromadziło się tylu ludzi. Przeżywało ich wiersze. Pamiętało.

Ale przecież ta grupa poetów istniała bardziej na spotkaniach niż przez pisma literackie. Słynna „Współczesność” przebijała się jako jednodniówka przez różne zakazy, nakazy a przede wszystkim brak papieru. No, bo wtedy papier i druk reglamentowano. I to precyzyjnie. „Zebra” krakowska i inne, ni to periodyki ni to efemerydy, spotykały się z podobnymi problemami.

Pozostawały więc spotkania poetyckie. Nagle wszędzie ludzie chcieli słuchać nowych wierszy. O rzeczach prostych jak tęsknota do własnego kąta. O widokach górskich oglądanych podczas zwyczajnych wędrówek a nie zorganizowanych i zarządzanych turnusów. O brzydocie, która nas otaczała i w której szukaliśmy piękna „co jest bliżej krwiobiegu słów” a nie o pseudoklasycznych gmachach partyjnych i rządowych instytucji.

Tylko my, piszący, nie umieliśmy na ogół czytać swoich wierszy. Kiedy do tego przychodziło, każdy coś szeptał, bąkał bo głos mieliśmy ustawiony przez ówczesne reguły pompatycznych „akademii ku czci”. Więc wiadomo było, tak mówić naszych wierszy się nie da. Ale jak?

 

 

Dlatego spotkanie Wojtka Siemiona z naszą poezją było tak niezwykle ważne. Bo on umiał przekazywać naszą poezję. Co więcej był to często przekaz nadający jej najistotniejsze znaczenie. Wojtek bowiem zastanawiał się nad wierszem. Nie odtwarzał ale przetwarzał w sobie. A jednocześnie wydobywał z nas o co nam tak naprawdę chodziło. Pamiętam te przesłuchania Wojtkowe. Kazał czytać sobie, pytał dlaczego tak, oskrobywał niejako ze zbędnych ozdobników. Po każdej rozmowie, ja przynajmniej, wiedziałem którą drogą mam iść. W czasie tego pierwszego uderzenia nowej poezji nie byłem tym z „pierwszej linii”. Jeszcze wypowiadałem się z trudem. Jednym z najważniejszych był Staszek Grochowiak i też zupełnie inny Jurek Harasymowicz. Jakże mówił ich wiersze Siemion. Ludzie słuchając uczyli się na nowo odbierać poezję. Właśnie w takiej recytacji, korzystającej z języka, jego ówczesnej „ brzydoty która była bliżej krwiobiegu słów”.

Zresztą i ja pamiętam swoje wiersze którym recytacja Wojtka dodawała znaczenia. Pamiętam do dziś jak ruszył w stronę słuchających , mówiąc mój wiersz o życiu pegeerowskim – tak jakby właśnie przekazywał nam ową zamąconą rzeczywistość peerelowskich, fornalskich czworaków. Zainteresowanie językiem, pieśnią wsi, prowincji, bardzo mnie z Wojtkiem połączyło. Mówią, że Wieża Malowana, widowisko zbudowane na tekstach poezji chłopskiej otwierało wielu oczy na to, że wypychano z naszej pamięci niejedno słowo, niejedno znaczenie. W biografiach Wojtka mówi się zawsze, że byłem jakimś współtwórcą owego przedstawienia. Nie przesadzajmy. Zbudował je i wykonywał Siemion. Co ja naprawdę wniosłem? Może to jedno – otóż w rozmowach z Wojtkiem zwróciłem mu uwagę na zawartość poetycką tekstów pieśni ludowych. Bo często pięknie śpiewane, jakby tę wartość gubiły. Zresztą śpiewanie pieśni ludowych wówczas było też „akademią ku czci” a nie sensu.

I Wojtek zaczął mówić teksty pieśni. Nagle okazywały się wielką poezją. Powróciło znaczenie „ choćbym pamiętała i nadpamiętała”, modne potem słowo nadpamiętanie. I to „ a on już za Wisłą, ona za nim myślą” Jeszcze dalszego wołania niż wołanie słowem.

 

Wielkie to było wydarzenie, szczególnie dla młodych inteligentów, kształconych w języku urzędów, który się nazywało po cichu „ mowa trawa”. Bez umiejętności i talentu Wojtka, nie było by to nam przekazane. On był jednym z niewielu, którego recytacja wierszy była docieraniem do ludzi, szukaniem prawdy, pokazywaniem napięć w naszym życiu, mowie, myśleniu. Odfałszował znaczenie poezji. I naprawdę mój rocznik poetycki bez Wojtka jest trudny do wyobrażenia.

A odczarowanie z „niejasności” Norwida? A inni poeci których wiersze po recytacji Siemiona inaczej się widziało? A Wierzyński, Lechoń – Wojtek przecież tak walczył o istnienie poezji emigracyjnej.

 

Jak każdy artysta ważny, miał i przeciwników. No i dobrze, bo gdyby nie miał to by znaczyło że wnosił tylko „wartości banalne”. Piszę o nim i wspominam – tego, co otwierał nam oczy na znaczenie wierszy. O aktorstwie innym, filmowym, teatralnym, o jego działalności można by mówić wiele. Ale dla mnie był najważniejszy jako ten co dał naszej poezji zainteresowanie i zrozumienie wiersza przez ludzi. Bez niego długo dusilibyśmy się w skąpo limitowanym ryneczku jednodniówek. Od pozwolenia do pozwolenia. Od zakazu do niby przekazu. Bo tak było w latach 53, 54 i 55…

 

W sprawie komitetów wyborczych

15 maja, 2010
Kategorie wpisu: Zapiski Małgosi

Usypiałam sobie, w telewizji na TVN powtarzali program 'Polska i Świat’, rozprawiali o komitetach honorowych, społecznych, roboczych kandydatów na prezydenta. I nagle usłyszałam wśród innych nazwisko męża.  Gdy przyszedł do łóżka, zadałam pytanie: „czy wstępowałeś do jakiegokolwiek komitetu honorowego”.

 

Obrugał mnie, mówiąc że przecież wiem że nie i że przecież sama dwukrotnie odmawiałam, tłumacząc dlaczego nie. I tak nie mogłam zasnąć. Dziś od rana przeszukuję Internet. Na żadnej oficjalnej liście nazwisk , żadnego z komitetów Brylla nie ma. Uff. Ale oto w informacji na stronie TVN jest.. No więc jak jest? Czy to manipulacja? Czy to pragnienie szufladkowania? Co to jest? I po co to jest?

 

Poeta z którym żyję ponad trzydzieści parę lat jest raczej znany z niepodpisywania list i dystansowania się od wypowiedzi politycznych. A pisze jak pisze. To już jest zupełnie co innego. Chce być wolnym człowiekiem, nie wierzy w poezję manifestu ani deklaracje. Nie jest też pieniaczem, więc stacji do sądu nie poda ( na razie ).

 

A poza wszystkim jak sam twierdzi – bardzo się stara aby nie popuściły mu „ starcze zwieracze mózgu”, jak to dzieje się w przypadku jego starszych i znanych kolegów.

 

Tyle komunikatu agencyjnego.

Żona

Nawieczerie

6 maja, 2010
Kategorie wpisu: Wspomnienia

Dorogoi Ernest,

Primite nashi samie glubokie, samie iskrennie soboleznovaniiya v neizmerimoi potere srazu stolkih dostoinih i prekrasnih ludei Polshi.

Poverte, shto mi vmeste s vami perejivaem eto gore i etu tragediyu.

Alla Ahundova

P.S. Esli vam interesno, to prishlite vash pochtovii adres i ya vishlu vam Russkpe izdanie Wieczernik. Ono vishlo v Moskve v kontse proshlogo goda.

 

Dziś nadeszła przesyłka od Ałły Achundowej z tłumaczeniem na rosyjski „Wieczernika”. Dobrze, że mam w ręku tę książkę. Tytuł „Nawieczerie” I notka w książkowym wydaniu z 2009 roku „ W roku 2003 sztuka ta była wystawiona w Teatrze Muzyki i Dramatu pod kierownictwem Stasa Namina w Moskwie i do dziś znajduje się ciągle w repertuarze”.

Więc wystawienie w Moskwie było, choć czasami myślałem, że to mi się wyśniło. Wprawdzie reżyserka Keti Dolidze przysłała mi zajmujące się repertuarem teatralnym Moskwy pismo, które właśnie wystawienie „Nawieczerie” uznało za wydarzenie miesiąca, ale…

Właśnie, co ale… Jakoś z tym istnieniem „Wieczernika” w tak zwanej oficjalnej pamięci teatrologów dziwnie było. O widzach nie powiem ani złego słowa. Przecież tłumami byli w Warszawie na Żytniej i w Gdańsku, bo przecież i na wystawieniach w Łodzi (teatr Logos) i w czasie wystawień grupy teatralnej skupionej w Lubaczowie wokół księdza Dudka. I w czasie innych już amatorskich wystawień w Bydgoszczy na Pomorzu i tylu innych miejscach. Widzowie mnie nigdy nie zawiedli.

Tak było gdy w czasie ataków oficjalnego wtedy rzecznika rządu, przeciw wystawieniu „Wieczernika” w 1985 roku w Warszawie przy Żytniej. Wiedziałem i ja i reżyser sztuki Andrzej Wajda i aktorzy (same wielkie nazwiska) co gramy i co przeciw nam grają.

 

Potem było mniej jasno. Jeszcze pod koniec dekady lat osiemdziesiątych odnalazła mnie tłumaczka z Belgradu. Sztukę przygotowywał tamtejszy Teatr Narodowy. Odnalazła, bo na wszystkie oficjalne pisma, nasze instytucje ówczesne odpowiadały, że nie mogą znaleźć mojego adresu. Na premierę do Belgradu nie pojechałem, bo odmówiono mi w tamtych latach prawa do paszportu. Mam tylko afisz. Było też i wystawienie szczególne w ówczesnej Czechosłowacji – jakby poetycki teatr jednego aktora. No i było wielkie ponoć przedstawienie w Tibilisi. W teatrze Tumaniszwilego, szczególnej scenie na której grali przede wszystkim najwybitniejsi gruzińscy aktorzy filmowi. Spotkałem nawet widzów tego przedstawienia – było to w Polsce w czasie pielgrzymki papieskiej, przy konsekracji Świątyni Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach. Piękne to było spotkanie. Stałem w ogromnym tłumie i zobaczyłem transparent Tibilisi. Pobiegłem porozmawiać i okazało się, że wielu pielgrzymów było na gruzińskim przedstawieniu „Wieczernika”. Do Gruzji pojechać nie mogłem, bo byłem po poważnej operacji serca. Keti Dolidze, która i tam „Wieczernik” reżyserowała odwiedziła mnie i zdała relację z premiery, nawet przywiozła zapis spektaklu na taśmie.

 

Ale potem, prawie zwątpiłem w istnienie przedstawienia. Bo na polskiej wystawie mówiącej o życiu teatru nieoficjalnego w latach osiemdziesiątych, zabrakło nawet wzmianki o Wieczerniku. Reżyser spektaklu na Żytniej i aktorzy upomnieli się o pamięć. Ponoć tłumaczenie było takie, (do dziś nie mogę w to uwierzyć) że koncepcja teatru nieoficjalnego z tamtych czasów nie obejmuje przedstawień, wystawianych w kościołach. Bardzo dziwne, bo kiedy odmówiono nam prawa do wystawienia „Wieczernika” w Ateneum, (dyrekcja teatru/Janusz Warmiński wstawiła to przedstawienie do repertuaru) to musieliśmy szukać miejsca gdzie i aktorzy i widzowie byliby z grubsza bezpieczni. Błąd wystawy ponoć naprawiono, ale nawet tego nie sprawdzałem.

 

I nagle ta wiadomość z Moskwy. W mailu pełnym bólu po 10 kwietnia, także wiadomość o Wieczerniku. To przecież sprawa niezwykła.

 

Ten sam „Wieczernik” blokowany przez polityczne władze naszego kraju w latach 85, z dziesięć albo więcej lat potem, ma premierę w ważnym moskiewskim tatrze. No nie mogłem znów jechać, ale zadzwoniłem do naszego wydziału od spraw kultury w MSZ. Powiadomiłem o premierze i prosiłem o jakąś obecność. Może i kwiaty. Zrobiłem tak, bo po doświadczeniach niejednych ( a przecież też kiedyś pracowałem w tym ministerstwie) bałem się ze sprawa gdzieś się zapodzieje. No i tak się stało. Może nie mam o tym dobrej wiedzy ale wedle relacji z teatru, nikt ich w imieniu Polski nie zaszczycił. A była to, po 25 latach, pierwsza współczesna sztuka polska grana w Moskwie. Prasa nasza też pisała o tym zdarzeniu skąpo. Tylko jeden większy reportaż w Rzeczypospolitej, mała notatka w GW i tyle.

 

Zdarzyło się, nie zdarzyło. Tak bywa. A teraz książka wydana w Moskwie w 2009 roku. I ta inna, wiadomość z Ukrainy, że tam grupa amatorska wystawiać chce Wieczernik. Sztuka żyje i w Polsce, ale życiem wielu grup amatorskich. Sam się temu dziwię, bo tekst trudny do opanowania. Ale widać tym, którzy grają i widzom tych przedstawień coś jeszcze mówi. Tym z Moskwy, tym z Tibilisi…

 

Dziękuję za to. Jest czas gdy cię wstawiają do repertuaru i czas gdy wystawiają z tegoż. Taki akurat – bo tak jest. Ale poinformować muszę o rosyjskim tłumaczeniu Wieczernika a i też o moskiewskim wystawieniu. Bo to dziś trochę jak baśni…