<

Oficjalna Strona Ernesta Brylla




Archiwum z miesiąca marzec, 2001



Listy z 28 marca 2001- od Bartosza i Małgorzaty

28 marca, 2001
Kategorie wpisu: Listy od czytelników

Drogi Mistrzu!
  
Na początku przedstawię swoją osobę.
Nazywam się Małgorzata Nabrdalik i jestem studentką 4 roku Politologii na Uniwersytecie Śląskim, a jednocześnie entuzjastką Irlandii.
  
Dlaczego „Mistrzu”? Bo to wydaje się najlepsze słowo, aby wyrazić mój podziw i uznanie dla Pańskiej poezji. Swoją wędrówkę zaczynałam od „Adwentu”, czyli nie od początku, ale zatrzymałam się i z ciekawością weszłam głębiej.
  
To wspaniale, że są na świecie ludzie, którzy robią z nami takie cuda.
  
W tym samym czasie, zupełnie niezależnie, zaczęła we mnie kiełkować miłość do Irlandii. To była wiosna, więc aura sprzyjała uniesieniom. Zobaczyłam w kinie „Michaela Collinsa” i zakochałam się. Ujrzałam naród tak bardzo podobny do polskiego i uczucia, które jako Polak doskonale rozumiałam. Nurtowało mnie – jaka jest prawda o Irlandii. Tak się zaczęło, a ja do tej pory pielęgnuję to uczucie i pogłębiam.
  
Dwa tygodnie temu obchodziłam w Bibliotece Śląskiej Dzień Świętego Patryka i miałam przyjemność wysłuchać między innymi i Pana wykładu. Dla mojej polsko-irlandzkiej duszy to była wielka uczta. Szczególnie piękna opowieść o św. Patryku – Pana Przyjaciela. Tym bardziej, że był to pierwszy Irlandczyk z krwi i kości, z którym dane mi było obcować.
  
W tym samym dniu dowiedziałam się o możliwości powstania w Katowicach Centrum Kultury Irlandzkiej i od razu stałam się zwolenniczką tego projektu.
  
Chciałabym wiedzieć czy jest to tylko pomysł, czy też znajduje się już w fazie realizacji. Rozmawiałam już na ten temat z panem Rafałem Grzybkiem z Biblioteki Śląskiej i wyraziłam swój entuzjazm i chęć współpracy. To właśnie pan Grzybek podsunął mi pomysł skontaktowania się z Panem, ponieważ piszę pracę semestralną na temat polityki kulturalnej Irlandii i poszukuję materiałów oraz sugestii.
  
Pierwotnie miałam pisać o stosunkach kulturalnych między Polską a Irlandią, ale zdobycie jakichkolwiek materiałów graniczyło niemal z cudem. Przecież praca pisana tylko na podstawie internetu nie wydaje się rzetelna.
Dlatego właśnie proszę o pomoc – o wskazanie autorów piszących na ten temat, najchętniej dostępnych w Polsce i jakiekolwiek sugestie dotyczące tematu.
  
Będę starała skontaktować się jeszcze z Barry’m Keane’m i z Ambasadą Irlandii w Polsce, ale liczę przede wszystkim na Państwa.
  
Serdecznie pozdrawiam i bardzo proszę o odpowiedź.
  
Małgorzata Nabrdalik

    
Szanowna Pani Małgorzato,
  
Dziękujemy bardzo za ten ciepły list. Odpowiadamy oboje, bo rzecz tym razem dotyczy kultury irlandzkiej a jej promocją zajmujemy się od lat. Tak, słyszeliśmy o pomyśle stworzenia centrum w Katowicach, ale na ten temat właśnie tam musi Pani szukać odpowiedzi. Dobrze byłoby gdyby powstało.
  
My sami, często nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim tym, którzy się do nas zgłaszają, a proszę nam wierzyć, takich listów jak ten od Pani otrzymujemy bardzo, bardzo wiele. Nasze niewielkie domowe biuro, znane jako ISC pomagało już wyjeżdżającym do Irlandii dziennikarzom, politykom, magistrantom i doktorantom a także uczniom i studentom pragnącym uczyć się angielskiego w Irlandii. Pomagaliśmy muzykom, domom kultury, teatrom i wszystkim tym, dla których w naszych zbiorach, bibliotece i bazie danych znaleźliśmy informacje. Ale, zgadzamy się z Panią, nie jest to wcale łatwe zadanie, bo rzeczywiście nie ma nigdzie innego „centrum”, które chciałoby informacje gromadzić i dzielić się nimi z zainteresowanymi. Zbieramy więc sami wszystko co z Irlandią związane w naszym domowym biurze i próbujemy dalej przekazywać naszą wiedzę.
  
Stąd też wzięły się Śląskie Patryki, tak pięknie obchodzone w gościnnej Bibliotece Śląskiej. Tam też proszę rozpocząć swoje poszukiwania do pracy semestralnej. W zeszłym roku Biblioteka Śląska wydała książeczkę Ambasadora Irlandii, pana Patryka Mc Cabe zatytułowaną „Ireland and Poland: Some Connecting Threads”. Znajdzie tam Pani wiele interesujących informacji, które być może pomogą Pani wybrać temat pracy.
  
Proszę też odnaleźć w internecie adresy towarzystw Polsko-Irlandzkich, mamy ich przecież w Polsce kilka!
  
A przy okazji Pani listu nadal zachęcamy internautów do współpracy nad bardzo ważnym dla wszystkich zainteresowanych Irlandią projektem. Otóż prosimy o nadsyłanie informacji o pracach magisterskich związanych z szeroko pojętą tematyką irlandzką. Może razem uda nam się stworzyć bazę, z której czerpać będą wszyscy.
  
Jeszcze raz serdeczne dzięki i pozdrowienia
  
Ernest Bryll i Małgorzata Goraj-Bryll w imieniu ISC s.c.
  


 
Witam,
  
Jestem uczniem I L.O. w Suwałkach. Wczoraj miałem przyjemność być na spotkaniu z Panem w naszej szkole. Dziękuję za dedykację dla moich rodziców w tomiku poezji. Ogromnie się ucieszyli. Pod koniec wizyty wspomniał Pan o stronie internetowej. Po przyjściu do domu od razu ją odwiedziłem. Mimo młodego wieku [niecałe 18 lat] profesjonalnie zajmuję się grafiką komputerową i tworzeniem stron. Bardzo chciałbym (jest to właściwie moim marzeniem) aby Pańska strona przywdziała oprawę graficzną stworzoną przeze mnie. Jeszcze raz dziękuję i proszę o odpowiedź.  
z poważaniem,
  
Bartosz Pawłowski

   

Bartoszu, dziękuję za list. To znakomicie, że zajmujesz się grafiką komputerową. Szkoda, że nie poznaliśmy się wcześniej. A może to ty jesteś autorem mojej pierwszej strony internetowej jaką przygotowała młodzież z Suwałk kilka lat temu? A może masz swoją własną stronę, którą mógłbym odwiedzić? Jeśli chcesz mi zrobić prezent to może kiedyś przyślesz mi jakąś niewielką grafikę, którą z radością zamieścimy na stronie. A co do nowej szaty graficznej mojej istniejącej strony, propozycje zawsze są mile widziane, proszę jednak, pamiętaj, że już jestem związany pewnymi umowami.  
E.B.
  

List z 28 Marca 2001-o Jaworze rodzinnym

28 marca, 2001
Kategorie wpisu: Listy od czytelników

Szanowni Czytelnicy strony Ernesta Brylla
  
Znamy Go (E.B.) nie tylko z wierszy ale także z „umuzykalnionych wierszy”. Pisało przecież wielu muzykę do Jego wierszy. Ja proponuję aby piosenką-wierszem kwietnia (jeśli mogę tak proponować) była pieśń o Jaworze rodzinnym (nie wiem tak do końca czy to poprawny tytuł) w interpretacji Michała Bajora. Ludzie, szukajcie tej pieśni-wiersza. Jest genialny!!!!!!
  
Zaczyna się:
  
Jaworze rodzinny dawno już wycięty
coś się niby obłok kołysał nade mną……
  
Panie Erneście, poezja jest chyba muzyką a muzyka, w pewnym sensie, poezją? Jak poeta to postrzega?
  

czytelnik-słuchacz
  
  

Dziękuję. Przypomniała mi się ta piosenka.
  
A właściwie był to najpierw wiersz. Napisany gdzieś między sierpniem 79 a listopadem 79. Czas dla mnie ważny. Przyjechałem niedawno z Londynu i oto zakładaliśmy nowe miejsce życia w Katowicach. Wszystko co oglądałem w tym mieście i na osiedlu Tysiąclecia, gdzie zaczynaliśmy mieszkać było bardzo ważne dla mojej poezji. Po raz pierwszy mieszkałem w wielkim robotniczym osiedlu. Bo Gdynia z lat kiedy pracowałem w elektrowni, była jednak innym miastem. Nowym, pełnym zieleni. Tu, w Katowicach, była zieleń parku który można było oglądać z okien na siódmym piętrze.
  
Ale te Katowice – co rano ludzie pędzący do pracy. Rozwiane płaszcze ortalionowe, niby pokrowce na jakieś skrzydła. Każde drzewko ważne, bo tak to się na Śląsku czuje. Powietrze raz czyste, raz przeniknięte zapachem idącym od koksowni w Chorzowie.
  
Klonie mój rodzinny. Wiersz chyba powstał – a przynajmniej został dokończony w czasie jednego z naszych pobytów w Warszawie. Bo jeździliśmy ciągle trasą Katowice-Warszawa. Parę dni tu, parę dni tam. Taka była praca.
Napisałem w wierszu o klonie. A potem, chyba za trzy lata, kiedy tworzyła się z tego wiersza piosenka do programu Boże nie daj nam siebie utracić, zmieniłem klon na jawor.
  
Czemu? Bo w piosence melodia wyraźnie wybijała magiczność drzewa. Jakie jest drzewo nasze magiczne? Ciągle obecne w pieśni? Jawor, na pewno. Tyle razy szumi w polskich tekstach. Oczywiście jest i kalina. Ta z liściem szerokim. Jest i wiśnia w sadku wiśniowym. Ale jawor to przecie najbliższy krewniak klonu. Niektórzy muszą patrzeć na spód liścia aby go od różnych odmian klonowych odróżnić.
Tak więc jawor.
  
Z powstaniem piosenki było tak. W tamtych, dość ciężkich czasach stanu wojennego działał przy Muzeum Archidiecezji taki teatr. Aktorzy budowali niewielkie przedstawienia. I padło na mnie. Danka Rinn wykreowała cały nasz program. Składał się z moich wierszy i piosenek. Wiersze recytował wspaniale Krzysztof Kolberger, a Danka śpiewała. Powodzenie programu bardzo mnie zaskoczyło. A najpierw, kiedy pracowałem nad tworzeniem piosenek, razem z Włodkiem Korczem oglądałem swoje teksty jakby od nowa. I tak powstał Jawor, dziś śpiewany przez Danutę Rinn a także Michała Bajora. Tak powstała bardzo popularna potem pieśń Polskie Skrzydła – no właśnie stworzona z wiersza o tych biegnących do pracy Ślązakach, z którymi i ja do pracy biegłem.
  
Ciekaw jestem jak się teraz Jawora słucha? Bo przecież jest inaczej. A jednak czasami tak samo ciężko.
A może ktoś jeszcze pamięta Skrzydła? Tym, którzy szukają nagrania, zdradzę, że jest na CD Złota Kolekcja – Danuta Rinn
  
E.B.

List z 17 marca 2001-z Teatru w Częstochowie

17 marca, 2001
Kategorie wpisu: Listy od czytelników

Kochany Autorze „SZKŁA MALOWANEGO”.
  
Jak fantastycznie, że do Autora tej śpiewogry można napisać list. Krótko postaram się zdać relację ze spektakli ostatnio granych.
W Teatrze im. A.Mickiewicza w Częstochowie graliśmy ku radości widowni, która zapełniła mi Teatr. Nie znających naszych koligacji z AUTOREM „SZKŁA” pragnę poinformować, że ten list jest od grającej w tym spektaklu aktorki.
  
Mam wielką radość, gdy mogę napisać, że była fantastyczna widownia, że grający w tym spektaklu aktorzy i aktorki mają swoją publiczność i fanów. Jeden jest szczególnie fantastyczny. Ma 9 lat. Jest na każdym spektaklu w garniturze i krawacie. Po spektaklu przychodzi do mnie do garderoby i śpiewa od początku do końca piosenki ze spektaklu. W koleżankach – aktorkach kochają się Panowie a w kolegach – aktorach Panie. To jest cudowne. W poprzednim tygodniu graliśmy w Gliwicach. Nasz 9-letni Fan płacząc „przepraszał”, że nie będzie Go w Gliwicach ale ma 40 stopni gorączki. I jak nie kochać takiego młodego mężczyzny?
  
A w Gliwicach podczas „Miłosnego śpiewania” ludzie trzymali się za ręce. Potrzebujemy Kochany Autorze SZKŁA miłości. Ty dajesz ją ludziom poprzez to co piszesz !!!
  
I pisz dużo, a ja będę pielęgnowała „Na szkle malowane” bo obecność na spektaklu 9-letniego Fana-Jacka jest bardzo zobowiązująca. Pozdrawia Autora i aktorka z tego przedstawienia i urzędnik bo wicedyrektorem Teatru też trzeba być.
  
Małgorzata Wójcik.
  

Kochani, dziękuję za list. Ukłony dla małego fana. Nie on pierwszy, choć chyba najmłodszy. W Warszawie był człowiek, który siedemdziesiąt kilka razy przychodził na sztukę. Tak po prawdzie, nigdy nie wiem, jak to się stało, że ta sztuka jakby uciekła z półki na sztuki teatralne i stała się zagadnieniem socjologicznym. Kiedy ją oglądam, jakbym to nie ja napisał. Choć napisałem, klnę się, w pocie czoła. No, nie przesadzajmy, pisało mi się ją z niezwykłą radością. Przyjdzie czas w moich wspomnieniach, kiedy opiszę i ten moment gdy nie wiadomo dlaczego zacząłem ją pisać. Jak potem zaczynała zdobywać sceny polskie i zagraniczne.
  
Geografia oddziaływania tej sztuki to obszary na południe od Polski. Do dziś grają ją ciągle na Słowacji. Byłem, widziałem któreś tam setne przedstawienie. Wiecie gdzie? W dolinie górskiej w wielkim amfiteatrze w Bańskiej Bystrzycy. Przyszło tam około dwadzieścia tysięcy widzów.
Przedstawiono mnie. Klaskali, ale czułem – oni, Słowacy, myślą, że znalazłem tekst tej sztuki w jakiejś dziupli po zbójnikach, przełożyłem ze starosłowackiego dialektu na polski a oni teraz muszą tę opowieść o ich Janosiku oglądać w potwornym przekładzie.
  
Tako i w Czechach. Teraz po rozwodzie ze Słowacją, mój zbójnik, nie może bytować w Tatrach. Wedle nowych granic zbujuje na bukowinie Beskidu Śląskiego. Tak przynajmniej wyszło, wedle nowego znakomitego przekładu Jaromira Nohavicy (strasznie to w Czechach popularny człowiek) i tako grają w Pradze oraz w Moście.
  
A wy kochani, gracie też cudownie! I strasznie się z waszej częstochowskiej inscenizacji cieszę. Wielka to zasługa Krysi Jandy, ale i aktorów teatru, i Anioła niemała, i niech wam będzie miło, że macie coraz więcej wielbicieli.
  
Ernest Bryll czyli Zbój Grubawy oraz Brodaty

Listy z 7 marca 2001-od pani Barbary Beuth i ojca Leona Pokorskiego

7 marca, 2001
Kategorie wpisu: Listy od czytelników

Dzień Dobry!!!
  
Miłośnicy Szmaragdowej Wyspy, w takich miejscach jak ta strona, czują się po prostu jak u siebie. Jestem uczennicą jednego ze śląskich liceów i zagorzałą fanką wszystkiego, co irlandzkie.
Wszystko zaczęło się, gdy dowiedziałam się o irlandzkim pochodzeniu mojego nazwiska. Nie zrobiło to wtedy na mnie większego wrażenia. Jednak, kiedy zaczęłam słuchać celtyckiej muzyki, czytać książki sióstr Brontë i oczywiście Pańskie wiersze, a pokój wytapetowałam sobie na zielono, pomyślałam, że może to jednak jest „zew krwi”.
Moje największe marzenie, to znaleźć na wyspie jakąś rodzinę (chociaż to chyba jest niemożliwe… niestety niezbyt wiem jak się do tego zabrać), no i oczywiście – odwiedzić Irlandię.
Na razie jednak chłonę wszystko na temat irlandzkiej kultury i… utożsamiam się z „Irlandzkim tancerzem”.
Mam nadzieję, że w najbliższym czasie znajdę na Pańskiej stronie coś o „Śląskim św. Patryku”, bo nie jest to możliwe na stronach Silesianki. Z wyrazami wielkiego uznania –
  
Barbara BEUTH
  

  
PS Najserdeczniejsze życzenia urodzinowe dla Pana i Pańskiej Żony.

  
Dziękujemy bardzo oboje. Mąż napisał do Ciebie taki długi list, że postanowiliśmy opublikować go na stronie List (dziś dział Irlandia- przyp. admin). Myślę też, że ta jego opowieść zainspirowana Twoim pięknym listem na zielonej papeterii przyda się nam wszystkim.
A co do Śląskiego Świętego Patryka, to jeszcze chwileczkę. Będzie święto.
Irlandczycy zamierzają odłożyć swe tegoroczne parady w Dublinie, ale my póki co do Katowic planujemy przyjechać i jak rok temu „zatańczyć polami, lasami Irlandii…”
  
PS. Skąd wiedziałaś, że ojciec sióstr Brontë był Irlandczykiem ?
  
Pozdrowienia ciepłe
MGB
  


  

Anioły
Ernestowi Bryllowi
  
kubek tajemny
podałeś w gościnie
pod koniec wieczerzy
bym nocy nie przespał
pijąc go do dna
delektując się smakiem
osadzonym w polskości
ślącej listy do tych
co siadają z tobą przy stole
jako duchy przeszłości
w królestwie elfów
oswojonych z obczyzną
  
o. Leon Zdzisław Pokorski
  

Basiu, dziękujemy. Leonie, to naprawdę miła niespodzianka. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że publikuję ten wiersz w swojej poczcie. W końcu nadszedł na stronę!
  
Dzięki i pozdrowienia
  
Ernest

List z 3 marca 2001-od Bractwa Celtyckiego

3 marca, 2001
Kategorie wpisu: Irlandia, Listy od czytelników


Drogiemu Jubilatowi!!!

Zdrowia, radości oraz dalszych wspaniałych przekładów z literatury staro-irlandzkiej oraz jeszcze piękniejszych wierszy w naszym języku ojczystym
życzą
członkowie Bractwa Celtyckiego w Bielsku-Białej


Pozdrawiam,

Bractwo Celtyckie


Drodzy Celtowie!

 

Dziękuję za życzenia urodzinowe. Pomyślałem sobie: ilu jest nas zadurzonych w kulturze celtyckiej? A dlaczego tak zadurzonych. Przecież kraje Celtów, no powiedzmy Irlandia nie były przecież (nawet w złotym okresie rozwoju IX-XI wiek) oazami absolutnej szczęśliwości. Było jak na ówczesnym świecie.

 

Ale czy tak samo? Jakie echo idące stamtąd, ciągle nas wabi? Co, powoduje, że ta naiwna legenda o zielonym świecie celtyckim, choć naiwna, jest jednak po części prawdziwa?

 

Myślałem i tak wymyśliłem. Otóż legenda świata celtyckiego, zielonej Wyspy jest chyba legendą strasznie nam potrzebną w świecie zorganizowanym wedle centralistycznej, biurokratycznej koncepcji państwa, idącej z Rzymu. Bardzo upraszczam, ale ten system opierał się na jednym miejscu: Centrum gdzie podejmowano decyzje, gdzie działo się wszystko, co ważne. Z tego centrum droga do innych mniejszych centrów gdzie powielano i przyprawiano lekko to, co przyszło z góry. Coraz mniejsze i dalsze centra. I koniec.

Pomyślmy o organizacji tego świata na przykład na ziemiach podbijanych. Tylko miasta i obozy warowne. Mało ważne co tam, gdzieś poza murami. Przecież nawet rozwój chrześcijaństwa oparty mocno na drodze przenikania wiadomości w imperium był rozwojem: z miasta do miasta. Z centrum do mniejszych centrów. Wieśniacy, mieszkańcy tych pustych dla biurokracji miejsc przez długi czas nie byli nawet zaszczycani nawracaniem. Dopiero św. Marcin i jego myśl, że trzeba jednak wyjść poza biurokratyczne mury miast i porozmawiać z nieznanymi i obcymi mieszkańcami krain, otworzyli chrześcijaństwu drogę na prowincję, na wieś.

Tak w uproszczeniu wygląda ten system. O paradoksie, tylko pojmując psychologię wzmocnioną bizantyńską siłą centrum możemy zrozumieć choć trochę fenomen Rosji. W Moskwie, w Centrum zapadają decyzje. I aż do dalekich krain Władywostoku, gdzie i klimat odmienny i sprawy odmienne i tysiące kilometrów od świętego miasta władzy, ludzie realizują tę, nadaną z daleka myśl. A Królestwo Brytyjskie a Francuskie Królestwo i Republiki?

 

A stara Irlandia?

 

Akurat na odwrót. Niechęć do centrum. Niechęć do stolicy, niechęć do zorganizowanej biurokracji, niechęć nawet do zorganizowanej struktury szkolnictwa. Bo, popatrzcie na słynne miejsca gdzie były wielkie irlandzkie skupiska uczonych – jakby uniwersytety. Kupa kamieni, pozostałości byle chałupek z których nagle wszyscy przenoszą się w inne krainy. Jeszcze bardziej niedostępne, jeszcze trudniej ulegające jakiejkolwiek centralnej organizacji.

 

A literatura? A prawo? Ten szaleńczy pomysł aby wszystko: wiersze, historia, skomplikowane akty prawne istniały tylko w pamięci specjalnych ludzi. Ta wiara, że wiersz istnieje tylko wtedy gdy jest i mówiący i słuchający. A poza tym momentem jest uśpiony czekający na zmartwychwstanie gdy znów ktoś go powie i ktoś będzie słuchał?

 

Odrębność koncepcji życia. Z poetą jako strażnikiem przestrzegania zawartych umów. Z kodeksem karnym, gdzie największym wyrokiem jest wygnanie z Irlandii albo osławienie w satyrycznym wierszu.

 

Rozumienie prawa – znów odmienne. Nie rzymska siła przepisu „twarde prawo lecz prawo”. Raczej poczucie względności formalnej sentencji prawnej. Ogromna siła, niejasnej przecie ale jak dojmującej, zwyczajnej sprawiedliwości.

 

Wielkość i przekleństwo świata celtyckiego. Nawet rzymska organizacja kościoła patrzyła krzywo na starożytne chrześcijaństwo irlandzkie. No bo te irlandzkie niby biskupstwa o niejasnej strukturze władzy, gdzie biskup był przeorem klasztoru, a poza tym pamiętał o prawach starych rodów….

 

Ta przemyślność irlandzka w bezkonfliktowym przyjęciu chrześcijaństwa. Ci zakonnicy, rekrutujący się z dawnych pogańskich poetów i uczonych. To współistnienie ksiąg łacińskich pracowicie kopiowanych w klasztorach i wielkiej irlandzkiej literatury istniejącej w pamięci poetów. Specjalnie po to szkolonych. To dziwne współistnienie, brak starć. Brak męczenników. Brak wypierania gwałtownego jednej idei przez drugą.

 

Najlepiej obrazuje to zapis mnicha który przepisywał stary poemat Táin. Widać władza klasztoru była już zapisywaniu (a więc chronieniu tego poematu) trochę niechętna.

 

Stąd na końcu Táina, zawartego w The Book of Leinster pojawiają się dwa zapisy. Jeden po irlandzku, a drugi dla tych co czytają tylko po łacinie. Przytoczę oba:

 

Bendacht ar cech óen mebraigfes go hindraic Táin amlaid seo ná tuillfe cruth aile furri.

Błogosławieństwo każdemu kto pamiętać będzie Táina tak jako jest zapisany i nie uroni ani słowa opowieści.

Sed ego qui scripsi hanc historiam aut uerius fabulam quibusdam fidem in hac historia aut fabula non accommodo. Quaedam enim ibi sunt praestrigia demonum, quaedam autem figmenta poetica, quaedam similia uero, quaedam non, quaedam ad delectationem stultorum.


Ja, którym przepisywał tę opowieść pełną przeróżnych dziwów nie chcę ręczyć za jej prawdziwość. Niektóre sprawy są bowiem kłamstwem szatańskim, niektóre zmyśleniami poetów, niektóre mogły się wydarzyć a inne nie mogły, niektóre zaś są wymysłem niespełnych rozumu.


Ale tu widać tragedię irlandzkiej kultury. Nie chciała być zapisywana, więc ile z niej zginęło gdy przyszedł czas najazdów i niszczenia? Żyła w pamięci – więc w każdej dzielnicy, tego trudnego dla komunikacji kraju, mówiono wiersze własnym dialektem. Coraz bardziej innym – tak, że dziś ci, co od urodzenia mówią po irlandzku na północy wyspy nie dogadają się łatwo z tymi, co mówią nim w małych enklawach na południu. A jedni i drudzy z tymi, co używają szkolnego literackiego języka.

 

W zetknięciu z najeźdźcami, którzy organizowali swoje państwa wedle twardego centralistycznego wzoru, Irlandia przegrywała.

W świecie celtyckim (przynajmniej wyspy) nie lubiano miast. Więc twórcami stali się najeźdźcy. Wikingowie, Normanowie, Anglosasi.

Ale pamięć o tej, innej koncepcji zorganizowania cywilizacji trwa do dziś. Bardziej w naszych marzeniach niż w naszym życiu. I Zielona Wyspa jest jak miejsce ucieczki w świat inny. Czasami mocno nieprawdziwy, czasami sprowadzony tylko do wolności piwnej, ale często oparty o dużą wiedzę.

 

O poczucie, że może jednak warto z tej odmiennej koncepcji świata coś ocalić. Na razie w krainie poezji. Krainie marzeń. W wędrówkach kiedy to uciekamy od coraz bardziej zcentralizowanego świata.

 

Co z tego, że wspaniałości tego Monstrum-Centrum nie mieszczą się już na Kapitolu ale gdzieś wśród Świątyń Korporacji i w Miejscach Ofiarnych jakimi są choćby supermarkety. Czujemy, trzeba koniecznie, trzeba mieć jakiś inny skryty kraj. Aby w nim co najlepsze ocalić z siebie.

 

Więc może to, Bracia Celtowie różnych miast i krajów, sekretnie nas wabi? Może ten głos ciągle kuszącego nas echa dawnych pieśni? Piszę, wierząc, że choć niby zapisane, moje słowo mówi. Że to tylko zapis mojego mówienia które będzie żywe gdy je do uszu swych a może do krainy swej wyobraźni zaprosicie.