<

Oficjalna Strona Ernesta Brylla




Witamy na nowej stronie! Przenieśliśmy się na system Wordpress, także od dziś możecie zostawiać pod zapiskami Ernesta komentarze, i przeszukiwać archiwum za pomocą pola 'Wyszukaj', o tam, po lewej, pod maszyną do pisania.

Pozdrawiamy,
Internetowe Krasnoludki

Pierwsza Niedziela Adwentu

28 listopada, 2010
Kategorie wpisu: Wiersze

Śnieg

 

Roraty

 

I unieśli się z chrypieniem modleniem

Jeszcze trochę , jeszcze ciut nad ziemię

Przykurczeni – bo straszne ciśnienie

Gdy nawet o milimetr

Unosisz swoje imię

 

Ale za to wieczności próg

Za wysoki dawniej dla nóg

Był niżej . A światło już liże

Cieniutką pod drzwiami szczelinę

 

Cóż , jak zawsze , ktoś zapomniał imię

Prawdziwe niezmiennie codzienne

I znowu dla nich ciemność

Bo spadają

Światło ginie . Przygasło

 

Ale się twardo trzymają

Niełatwo lecieć i kasłać



Trzy wiersze na 11 Listopada

11 listopada, 2010
Kategorie wpisu: Wiersze

 

x x x

 

Gdzie jest twój kraj? W pamięci. Inni mówią- w duszy

A inni- w sercu

Miejsca bardzo mało

Zostało

Trudno się ruszyć

 

Pamięć już niejasna, a dusza przyciasna

Dla procesyji pytań- wciąż bez odpowiedzi

Dla serca- lepiej za granicą siedzieć

Ale i w kraju boli raczej średnio

Mali się zrobiliśmy- tak na dzień powszedni

 

Przeżyło się niejedno, a więc lepiej dmuchać

Na zimne

Więc dmuchamy. Na razie na sucho

Dla przyzwyczajenia. Bo kiedy się zmienia

Pogoda groźna- z wiatrem dmuchać trzeba

Jak się pomylisz, ślina cię oblewa

Samoswoja. Niektórzy już zgrabnie ścierają

Co opryskało twarze. Twierdząc: -To łzy kraju

Ze szczęścia zapomnienia, duszy przygaszenia

I serca, co się rusza- aby dla istnienia.

 

Gdzie się twój kraj zaczyna, a gdzie już gotowy?

Cóż, kraina urwana w pół słowa

 

 

 

Małe

 

Małe dzisiaj mieszkania. Bez strychów

Za nic nie upchniesz po cichu

Niepotrzebne, co z nas zostało

 

A więc jedni idą w życie na całość

I nocami pod śmietniki stawiają

Graty, bo się teraz nie zgadzają

Z nimi

Nowymi

Takimi, że dreszcze

Od stóp do głowy

 

Inni słabi jeszcze

Wstydliwie upychają pod groby tapczanów

Świat kiedyś ukochany. Niestety, tam płasko

Za dużo kurzu i nie bardzo jasno

I niebezpiecznie. Pleśnie dawnych myśli

Sny oplątują mgliście

 

Na szczęście w balkony

Wyposażono jeszcze kiedyś domy

Tam gęsto zawieszone- nie bardzo do pary

Nasze dawne skóry- ponure sztandary

 

Popatrzysz w górę: Dom aż obrzydliwy

Ale kto się patrzy? Ale kto się dziwi?

 

 

Z przyśnienia

 

Miała być uczta na zgodę. Niestety

Ciągle czekaliśmy. Przywiędły kotlety

Przypaliło się w kuchni, ze śmietniska cuchnie

Sałatka już rzadka. Za długo czekała

Na tych, co mieli zmęczeni przygodą

Z narodową zgodą godzić się nietrwało

 

Nagle krzyczą: Ręce byle jak podali

Jest półzgoda! Zapłonął żyrandol. Na sali

Zdążono skisłe sprzątnąć, nowe podać

 

Weszli, ucztowali trochę krzywym pyskiem

Ale byli wszyscy. Podano dziczyznę

Podniesiono kielichy za wspólną ojczyznę

W kuchni mielono mięsa w drugą stronę

Nieprzypaloną. Co się rozpadało

Uklepano. Sałatka jak reduta trwała

 

Uczta bolała. Bo dusze i ciała

Nie były pogodzone, jak głoszono z gęby

Ale chociaż toasty przez ściśnięte zęby

Cedzili, to wypili

I to im policzy

Bóg miłościwy i naród cierpliwy

My- cośmy tupali za oknami sali

I szeptali: Na szczęście ryby nie podali

Ość może stanąć w gardle bo tak się otwarli

Wreszcie na siebie. W ostatniej potrzebie

 

Czy to mara, sen wiara. A, tego nikt nie wie.



Wiersz na Zaduszki

31 października, 2010
Kategorie wpisu: Wiersze

Czy jest

 

Czy jest tłumacz języka żywych do umarłych

I umarłych do żywych – kiedy chcą pogardę

Albo miłość przekazać, albo ostrzeżenie?

Jest. Ale się zmienia

Wciąż nowsze przekłady

Nowi objaśniacze i nowe układy

Bo się układają żywi z umarłymi
Znicz– Jakby to było łatwiej gdyby się przytarły

Troszeczkę, nie do końca, słowa zbyt głęboko

Wycięte na grobach. Byłby milszy spokój

Gdyby się utarło, no, troszeczkę przymgliło

– Bo brak już siły zmarli. Brak nam siły

Musimy łagodniejszych wynająć tłumaczy

Znawców od znaczeń. Wtedy się zobaczymy

Czy gładko się składa umarłych wytrwanie

Z gadaniem powszednim

Prosimy – Przybiegnij

Aniele Śmierci. Bądź także Aniołem

Życia zwyczajnego. Siądź za naszym stołem

Tu też jak na cmentarzu. Posłuchaj wydarzeń

Ciemnych, codziennych. Potem je przekażesz

Na słowa wieczne teraz nieskuteczne

Dla naszych snów i marzeń

A też jedz. Zapijaj

Bo u nas jak zapijesz, język się wywija

A co tam zapiliśmy?

Lepiej i nie myśleć



Dziękujemy

16 maja, 2010
Kategorie wpisu: Ważne Komunikaty Domowe

Niedzielny komunikat domowo-agencyjny przynosi podziękowanie dla wszystkich mediów które uszanowały nasze sprostowania i zdjęły ze swych stron nieprawdziwe komunikaty. Wolność poety, artysty jest przecież tym czego potrzebujemy wszyscy i w każdym czasie. Dziękuję. Chcę też podziękować naszym córkom które jak lwice stanęły w obronie taty oraz przyjaciołom którzy dzwonili do nas z gratulacjami na niezgodną z prawdą informację, a jednak gdy usłyszeli sprostowanie, pozostali nadal przyjaciółmi. Przyjaciół którzy dzwoni do nas lub do naszych znajomych z pewnego rodzaju pretensją, proszę o przyjaźń. A wszystkim, także i sobie dedykuję fragment Bryllowego wiersza z 1985 roku. Zapewne się przyda.

 

Bądźmy dla siebie bliscy kiedy się boimy

Gdy byle kamyk może poruszyć lawiny

Bądźmy dla siebie bliscy kiedy ciemne góry

Odpychają nas nagle swoim ciałem zimnym

Bądźmy dla siebie wierni kiedy rosną mury

Bo tyle w nas jest siebie ile ciepła tego

Które weźmiemy od kogoś drugiego

A drugi od nas weźmie i w sobie zatai



Wspomnienie o Wojciechu Siemionie

15 maja, 2010
Kategorie wpisu: Wspomnienia

Poeci młodzi, których potem nazwano „ pokoleniem współczesności” mieli wiele szczęścia. Na ich wieczorach autorskich gromadziło się tylu ludzi. Przeżywało ich wiersze. Pamiętało.

Ale przecież ta grupa poetów istniała bardziej na spotkaniach niż przez pisma literackie. Słynna „Współczesność” przebijała się jako jednodniówka przez różne zakazy, nakazy a przede wszystkim brak papieru. No, bo wtedy papier i druk reglamentowano. I to precyzyjnie. „Zebra” krakowska i inne, ni to periodyki ni to efemerydy, spotykały się z podobnymi problemami.

Pozostawały więc spotkania poetyckie. Nagle wszędzie ludzie chcieli słuchać nowych wierszy. O rzeczach prostych jak tęsknota do własnego kąta. O widokach górskich oglądanych podczas zwyczajnych wędrówek a nie zorganizowanych i zarządzanych turnusów. O brzydocie, która nas otaczała i w której szukaliśmy piękna „co jest bliżej krwiobiegu słów” a nie o pseudoklasycznych gmachach partyjnych i rządowych instytucji.

Tylko my, piszący, nie umieliśmy na ogół czytać swoich wierszy. Kiedy do tego przychodziło, każdy coś szeptał, bąkał bo głos mieliśmy ustawiony przez ówczesne reguły pompatycznych „akademii ku czci”. Więc wiadomo było, tak mówić naszych wierszy się nie da. Ale jak?

 

 

Dlatego spotkanie Wojtka Siemiona z naszą poezją było tak niezwykle ważne. Bo on umiał przekazywać naszą poezję. Co więcej był to często przekaz nadający jej najistotniejsze znaczenie. Wojtek bowiem zastanawiał się nad wierszem. Nie odtwarzał ale przetwarzał w sobie. A jednocześnie wydobywał z nas o co nam tak naprawdę chodziło. Pamiętam te przesłuchania Wojtkowe. Kazał czytać sobie, pytał dlaczego tak, oskrobywał niejako ze zbędnych ozdobników. Po każdej rozmowie, ja przynajmniej, wiedziałem którą drogą mam iść. W czasie tego pierwszego uderzenia nowej poezji nie byłem tym z „pierwszej linii”. Jeszcze wypowiadałem się z trudem. Jednym z najważniejszych był Staszek Grochowiak i też zupełnie inny Jurek Harasymowicz. Jakże mówił ich wiersze Siemion. Ludzie słuchając uczyli się na nowo odbierać poezję. Właśnie w takiej recytacji, korzystającej z języka, jego ówczesnej „ brzydoty która była bliżej krwiobiegu słów”.

Zresztą i ja pamiętam swoje wiersze którym recytacja Wojtka dodawała znaczenia. Pamiętam do dziś jak ruszył w stronę słuchających , mówiąc mój wiersz o życiu pegeerowskim – tak jakby właśnie przekazywał nam ową zamąconą rzeczywistość peerelowskich, fornalskich czworaków. Zainteresowanie językiem, pieśnią wsi, prowincji, bardzo mnie z Wojtkiem połączyło. Mówią, że Wieża Malowana, widowisko zbudowane na tekstach poezji chłopskiej otwierało wielu oczy na to, że wypychano z naszej pamięci niejedno słowo, niejedno znaczenie. W biografiach Wojtka mówi się zawsze, że byłem jakimś współtwórcą owego przedstawienia. Nie przesadzajmy. Zbudował je i wykonywał Siemion. Co ja naprawdę wniosłem? Może to jedno – otóż w rozmowach z Wojtkiem zwróciłem mu uwagę na zawartość poetycką tekstów pieśni ludowych. Bo często pięknie śpiewane, jakby tę wartość gubiły. Zresztą śpiewanie pieśni ludowych wówczas było też „akademią ku czci” a nie sensu.

I Wojtek zaczął mówić teksty pieśni. Nagle okazywały się wielką poezją. Powróciło znaczenie „ choćbym pamiętała i nadpamiętała”, modne potem słowo nadpamiętanie. I to „ a on już za Wisłą, ona za nim myślą” Jeszcze dalszego wołania niż wołanie słowem.

 

Wielkie to było wydarzenie, szczególnie dla młodych inteligentów, kształconych w języku urzędów, który się nazywało po cichu „ mowa trawa”. Bez umiejętności i talentu Wojtka, nie było by to nam przekazane. On był jednym z niewielu, którego recytacja wierszy była docieraniem do ludzi, szukaniem prawdy, pokazywaniem napięć w naszym życiu, mowie, myśleniu. Odfałszował znaczenie poezji. I naprawdę mój rocznik poetycki bez Wojtka jest trudny do wyobrażenia.

A odczarowanie z „niejasności” Norwida? A inni poeci których wiersze po recytacji Siemiona inaczej się widziało? A Wierzyński, Lechoń – Wojtek przecież tak walczył o istnienie poezji emigracyjnej.

 

Jak każdy artysta ważny, miał i przeciwników. No i dobrze, bo gdyby nie miał to by znaczyło że wnosił tylko „wartości banalne”. Piszę o nim i wspominam – tego, co otwierał nam oczy na znaczenie wierszy. O aktorstwie innym, filmowym, teatralnym, o jego działalności można by mówić wiele. Ale dla mnie był najważniejszy jako ten co dał naszej poezji zainteresowanie i zrozumienie wiersza przez ludzi. Bez niego długo dusilibyśmy się w skąpo limitowanym ryneczku jednodniówek. Od pozwolenia do pozwolenia. Od zakazu do niby przekazu. Bo tak było w latach 53, 54 i 55…