Rodzina O’Conorów uznawana przez heraldykę należy do najstarszych rodów królewskich Europy. Wódz Klanu O’Conor Don, który wręczał Ernestowi order, już nie żyje. Zmarł 10 czerwca 2000 roku w wieku 88 lat. Tytuł przeszedł na jego najstarszego syna Desmonda.
Brzmi to wszystko jak początek opowieści z dawnych lat, a jednak ten 2000 rok wprowadza nas w zakłopotanie, bo przecież dziś prawdziwych klanów już nie ma..
W Irlandii, są i nawet uznaje je irlandzkie państwo. O’Conor odziedziczył tytuł w 1981 roku i odtąd zawsze wykorzystywał swą pozycję by promować wszystko co irlandzkie. Przewodniczył genealogicznym i historycznym stowarzyszeniom, zajmował się archeologią, zawsze wspierał irlandzką tradycję i założył Radę Irlandzkich Klanów. Rada jest jedynie ciałem doradczym, rzecz jasna, że nie prowadzi dziś wojen terytorialnych, i nie decyduje o losach państwa ale jej opinie szanują Prezydenci.
No, przynajmniej tak postępowała Madame Mary Robinson, były prezydent Irlandii która dzisiaj jest Wysokim Komisarzem do Spraw Uchodźców.
Ale wróćmy do O’Conora.
Na początku naszego ambasadorowania zaproszono nas na urodzinowe przyjęcie pewnego zacnego Jubilata. Arystokracja podjeżdżała do pięknie położonego na wzgórzu domu o nazwie San Elmo. Ja i mąż nieco speszeni znaleźliśmy się więc w nieznanym nam dotąd towarzystwie. Przyjęto nas z wszelkimi honorami i posadzono mnie obok Zacnego Jubilata, – męża obok Jubilatowej. Na przeciwko mnie siedziała księżniczka Francesca, a obok starszy gentleman którego angielszczyzny początkowo nie umiałam zrozumieć. Opowiadał coś zawile o tym jak to służył w czasie wojny w Anglii, jak to uczył polskich żołnierzy jazdy konnej, jak to pokochał Polaków. Wydawało mi się więc, że pytam inteligentnie gdy poprosiłam aby opowiedział mi kiedy osiedlił się w Irlandii. Staruszek, delikatnie tracił wtedy srebrnym widelcem swoją wizytówkę umieszczoną na platerowej podstawce i odparł:
– Dobre pytanie. Ja tu jestem od 75 roku Anno Domini.
Zanim odpowiedziałam, przez chwilę wpatrywałam się w złoconą wizytówkę z napisem The O’Conor Don i spłoszona przypominałam sobie irlandzką historię.
Historia na szczęście nie była mi obca, więc rozmowę rozpoczęliśmy od królów Connachtu. To, że raczej wiedziałam o czym mówię z kolei zdziwiło O’Conora.
I tak rozpoczęła się nasza znajomość.
Spotykaliśmy potem O’Conora i jego przemiłą małżonkę Madame Rosemary O’Connell-Hewett, wnuczkę samego wielkiego Daniela O’Connella, wielokrotnie. Dyskutowaliśmy o historii, Polsce, Irlandii, psach beaglach które hodował Denis i Rosemary, o dzieciach a jakże też.
Czasem O’Conorowie przychodzili do naszej rezydencji, czasem, choć niezmiernie rzadko przychodziliśmy do ich malutkiego domku w Dun Laoghaire. Nie chcieliśmy robić staruszkom kłopotu. Rosemary która miała problemy z poruszaniem się zawsze przeżywała każdą wizytę i dobrze wiedziałam, że choć o tym nie wspomina, to przyjmowanie gości na obiad musi być dla niej i radością i sporym kłopotem.
Ktoś tu może zdziwić się i zapytać – no jak to, taka arystokracja, taki ród, a gdzie służba? Ze służbą w tej linii królewskiego rodu, było gorzej. Tak czasem bywa, że honor tytułu nie musi oznaczać zamożności.
Pewno lepiej powiodło się linii O’Conorów, zamieszkujących dawny dom rodzinny O’Conorów w Clonalis w hrabstwie Roscommon. Wielkie gniazdo rodu, dokumenty, stara biblioteka i kaplica a także harfa na której powiadają grał sam Turlough O’Carolan, znakomity poeta i harfista. Tłumaczyliśmy kiedyś i jego pieśni, a Peggy Brown, śpiewana najpierw przez zespól 2+1 a od kilku lat w repertuarze zespołu Myslowitz stała się szlagierem polskiej młodzieży.
Wróćmy jednak do historii naszej znajomości z Denisem i Rosemary O’Conor.
Mimo tego, że dobrze się poznaliśmy i że zdążyliśmy się zaprzyjaźnić zaskoczył mnie telefon od Kanclerza Domu O’Conorów barona Scotta Mac Millana of Rathdowne. Baron zapytywał czy Jego Ekselencja Ambasador czyli mój zwykły mąż będzie łaskaw przyjąć odznaczenie Craoibhe Rioga czyli order Królewskiego Rodu O’Conorów.
Rzecz jasna, że nie mieliśmy wtedy pojęcia o tym co to za odznaczenie i dlaczego akurat Ernest ma zostać nim wyróżniony. I choć zanim doszło do ceremonii przez moje ręce przechodziły listy z rodowymi pieczęciami i listy zacnych gości to dopiero w trakcie wielkiej uroczystości w naszej rezydencji przekonaliśmy się jak ważne to odznaczenie.
Wzruszony O’Conor Don przyjmował do rodu Ernesta, w salonie tłoczyli się szkoccy i irlandzcy wodzowie klanów. Niektórzy w spódniczkach! Panie w toaletach i diamentach, szampan i nasze dziesięć minut w innym świecie.
Potem wielki O’Conor Don powrócił ze swoją kochaną Rosemary do swoich piesków i malutkiego domku w Dun Laoghaire, a my wzruszeni wielkim tradycyjnym orderem i wyróżnieniem naszych prac promujących irlandzką tradycję, jak zawsze zakopaliśmy się w książkach.
O śmierci O’Conora dowiedziałam się z Internetu. Odszedł od nas ktoś bardzo bliski…pozostał królewski dom.