<

Oficjalna Strona Ernesta Brylla




Trzy wiersze na 11 Listopada

11 listopada, 2010
Kategorie wpisu: Wiersze

 

x x x

 

Gdzie jest twój kraj? W pamięci. Inni mówią- w duszy

A inni- w sercu

Miejsca bardzo mało

Zostało

Trudno się ruszyć

 

Pamięć już niejasna, a dusza przyciasna

Dla procesyji pytań- wciąż bez odpowiedzi

Dla serca- lepiej za granicą siedzieć

Ale i w kraju boli raczej średnio

Mali się zrobiliśmy- tak na dzień powszedni

 

Przeżyło się niejedno, a więc lepiej dmuchać

Na zimne

Więc dmuchamy. Na razie na sucho

Dla przyzwyczajenia. Bo kiedy się zmienia

Pogoda groźna- z wiatrem dmuchać trzeba

Jak się pomylisz, ślina cię oblewa

Samoswoja. Niektórzy już zgrabnie ścierają

Co opryskało twarze. Twierdząc: -To łzy kraju

Ze szczęścia zapomnienia, duszy przygaszenia

I serca, co się rusza- aby dla istnienia.

 

Gdzie się twój kraj zaczyna, a gdzie już gotowy?

Cóż, kraina urwana w pół słowa

 

 

 

Małe

 

Małe dzisiaj mieszkania. Bez strychów

Za nic nie upchniesz po cichu

Niepotrzebne, co z nas zostało

 

A więc jedni idą w życie na całość

I nocami pod śmietniki stawiają

Graty, bo się teraz nie zgadzają

Z nimi

Nowymi

Takimi, że dreszcze

Od stóp do głowy

 

Inni słabi jeszcze

Wstydliwie upychają pod groby tapczanów

Świat kiedyś ukochany. Niestety, tam płasko

Za dużo kurzu i nie bardzo jasno

I niebezpiecznie. Pleśnie dawnych myśli

Sny oplątują mgliście

 

Na szczęście w balkony

Wyposażono jeszcze kiedyś domy

Tam gęsto zawieszone- nie bardzo do pary

Nasze dawne skóry- ponure sztandary

 

Popatrzysz w górę: Dom aż obrzydliwy

Ale kto się patrzy? Ale kto się dziwi?

 

 

Z przyśnienia

 

Miała być uczta na zgodę. Niestety

Ciągle czekaliśmy. Przywiędły kotlety

Przypaliło się w kuchni, ze śmietniska cuchnie

Sałatka już rzadka. Za długo czekała

Na tych, co mieli zmęczeni przygodą

Z narodową zgodą godzić się nietrwało

 

Nagle krzyczą: Ręce byle jak podali

Jest półzgoda! Zapłonął żyrandol. Na sali

Zdążono skisłe sprzątnąć, nowe podać

 

Weszli, ucztowali trochę krzywym pyskiem

Ale byli wszyscy. Podano dziczyznę

Podniesiono kielichy za wspólną ojczyznę

W kuchni mielono mięsa w drugą stronę

Nieprzypaloną. Co się rozpadało

Uklepano. Sałatka jak reduta trwała

 

Uczta bolała. Bo dusze i ciała

Nie były pogodzone, jak głoszono z gęby

Ale chociaż toasty przez ściśnięte zęby

Cedzili, to wypili

I to im policzy

Bóg miłościwy i naród cierpliwy

My- cośmy tupali za oknami sali

I szeptali: Na szczęście ryby nie podali

Ość może stanąć w gardle bo tak się otwarli

Wreszcie na siebie. W ostatniej potrzebie

 

Czy to mara, sen wiara. A, tego nikt nie wie.




« « Poprzedni:Wiersz na Zaduszki Następny:Pierwsza Niedziela Adwentu » »



Ten wpis nie może być komentowany.